Ostatnie dwa tygodnie na warszawskim parkiecie stały pod znakiem rozważań, czy WIG zdoła wreszcie wybić się w górę z trwającego od roku trendu bocznego. Nadzieje rozpaliło naruszenie przez indeks poziomu oporu (czyli marcowego szczytu), ale byki tak jakby przestraszyły się ciężaru podjętego wyzwania i zaczęły szybko się wycofywać. W efekcie WIG błyskawicznie cofnął się w głąb trendu bocznego. Pytanie, czy jest to jedynie zadyszka, po której atak na opór zostanie ponowiony, czy może jednak powtórzy się scenariusz przerabiany w marcu, kiedy to po odbiciu od górnej granicy trendu bocznego WIG zaczął osuwać się ku jego dolnej granicy. Mimo niewątpliwie wyjątkowej długoterminowej atrakcyjności akcji (jak pisałem niedawno, historycznie niskie wyceny mogą być zapowiedzią dwucyfrowych zysków w perspektywie dwóch lat), na razie niestety jest sporo powodów, by powątpiewać w trwałość fali zwyżkowej głównych indeksów GPW.
1. Szeroki rynek ciągle bardzo słaby
WIG teoretycznie jest najszerszym indeksem warszawskiej giełdy, ale w praktyce o jego zmianach decyduje wąskie grono największych spółek. Z tego powodu niekoniecznie wskaźnik ten trafnie odzwierciedla to, co dzieje się na całym rynku. Do tego celu znacznie lepiej nadaje się obliczany przez nas Nieważony Indeks Giełdowy, który bazuje na średnich zmianach cen wszystkich akcji, bez względu na kapitalizację (to nasza wersja indeksu znanego na rynku jako „cenowy"). Konfrontacja wykresów WIG i NIG pokazuje dawno niewidzianą rozbieżność. Podczas gdy zdominowany przez wielkie spółki WIG przymierza się do przełamania kluczowej bariery i otwarcia sobie drogi do hossy, to przyznający każdej spółce taką samą wagę NIG leży na dnie bessy. O ile jeszcze pierwszy, czerwcowy, etap ostatniej fali zwyżkowej miał jakieś potwierdzenie na wykresie NIG, to drugi etap, trwający od 24 lipca, takiego potwierdzenia już zupełnie nie ma. Szeroki rynek w ostatnich tygodniach tkwił w uśpieniu. W średnim terminie na wykresie NIG widać ciągle strukturę trendu spadkowego. Ostatnim zwyżkom na GPW brakuje więc „szerokości", a to nie rokuje dobrze poprawie nastrojów.
Próbkę tego, jak powinno wyglądać ożywienie na szerokim rynku, mieliśmy na początku roku, kiedy to NIG w ciągu paru tygodni zyskał przeszło 25 proc. W porównaniu z tamtym okresem mamy dawno niewidziany marazm.
Oczywiście może się przecież zdarzyć tak, że w którymś momencie szeroki rynek zacznie wreszcie podążać za dużymi spółkami. To na razie jednak gdybanie, bo aby rozbieżność między szerokim rynkiem i WIG znikła, NIG musiałby pokonać czerwcowy szczyt. Tymczasem bezwładnie leży na dnie.
2. Systematycznie maleją obroty
O ile jeszcze czerwcowy skok WIG był potwierdzony przez rosnącą aktywność inwestorów na warszawskim parkiecie, to tego samego nie da się powiedzieć o drugiej fazie?zwyżki, która wystartowała pod koniec lipca. W tym drugim przypadku jest dokładnie odwrotnie – obroty akcjami, zamiast rosnąć, systematycznie maleją.