Cztery powody, dla których ostatnia zwyżka WIG budzi podejrzenia

Aktualizacja: 12.02.2017 23:49 Publikacja: 26.08.2012 13:35

fot. R. Guz

fot. R. Guz

Foto: Archiwum

Ostatnie dwa tygodnie na warszawskim parkiecie stały pod znakiem rozważań, czy WIG zdoła wreszcie wybić się w górę z trwającego od roku trendu bocznego. Nadzieje rozpaliło naruszenie przez indeks poziomu oporu (czyli marcowego szczytu), ale byki tak jakby przestraszyły się ciężaru podjętego wyzwania i zaczęły szybko się wycofywać. W efekcie WIG błyskawicznie cofnął się w głąb trendu bocznego. Pytanie, czy jest to jedynie zadyszka, po której atak na opór zostanie ponowiony, czy może jednak powtórzy się scenariusz przerabiany w marcu, kiedy to po odbiciu od górnej granicy trendu bocznego WIG zaczął osuwać się ku jego dolnej granicy. Mimo niewątpliwie wyjątkowej długoterminowej atrakcyjności akcji (jak pisałem niedawno, historycznie niskie wyceny mogą być zapowiedzią dwucyfrowych zysków w perspektywie dwóch lat), na razie niestety jest sporo powodów, by powątpiewać w trwałość fali zwyżkowej głównych indeksów GPW.

1. Szeroki rynek ciągle bardzo słaby

WIG teoretycznie jest najszerszym indeksem warszawskiej giełdy, ale w praktyce o jego zmianach decyduje wąskie grono największych spółek. Z tego powodu niekoniecznie wskaźnik ten trafnie odzwierciedla to, co dzieje się na całym rynku. Do tego celu znacznie lepiej nadaje się obliczany przez nas Nieważony Indeks Giełdowy, który bazuje na średnich zmianach cen wszystkich akcji, bez względu na kapitalizację (to nasza wersja indeksu znanego na rynku jako „cenowy"). Konfrontacja wykresów WIG i NIG pokazuje dawno niewidzianą rozbieżność. Podczas gdy zdominowany przez wielkie spółki WIG przymierza się do przełamania kluczowej bariery i otwarcia sobie drogi do hossy, to przyznający każdej spółce taką samą wagę NIG leży na dnie bessy. O ile jeszcze pierwszy, czerwcowy, etap ostatniej fali zwyżkowej miał jakieś potwierdzenie na wykresie NIG, to drugi etap, trwający od 24 lipca, takiego potwierdzenia już zupełnie nie ma. Szeroki rynek w ostatnich tygodniach tkwił w uśpieniu. W średnim terminie na wykresie NIG widać ciągle strukturę trendu spadkowego. Ostatnim zwyżkom na GPW brakuje więc „szerokości", a to nie rokuje dobrze poprawie nastrojów.

Próbkę tego, jak powinno wyglądać ożywienie na szerokim rynku, mieliśmy na początku roku, kiedy to NIG w ciągu paru tygodni zyskał przeszło 25 proc. W porównaniu z tamtym okresem mamy dawno niewidziany marazm.

Oczywiście może się przecież zdarzyć tak, że w którymś momencie szeroki rynek zacznie wreszcie podążać za dużymi spółkami. To na razie jednak gdybanie, bo aby rozbieżność między szerokim rynkiem i WIG znikła, NIG musiałby pokonać czerwcowy szczyt. Tymczasem bezwładnie leży na dnie.

2. Systematycznie maleją obroty

O ile jeszcze czerwcowy skok WIG był potwierdzony przez rosnącą aktywność inwestorów na warszawskim parkiecie, to tego samego nie da się powiedzieć o drugiej fazie?zwyżki, która wystartowała pod koniec lipca. W tym drugim przypadku jest dokładnie odwrotnie – obroty akcjami, zamiast rosnąć, systematycznie maleją.

Jak widać na powyższym wykresie, obroty w przeliczeniu na jedną spółkę obniżyły się już poniżej poziomu z czerwca.

Jak interpretować taką rozbieżność między tym, co dzieje się na wykresie WIG i coraz mniejszą aktywnością inwestorów? Analiza  techniczna w negatywny sposób każe traktować taką dywergencję. Malejące obroty?to sugestia, że na rynek nie płyną coraz większe pieniądze, a bez tego trudno będzie?o utrzymanie zwyżki. Zresztą

oddajmy głos autorytetowi w dziedzinie AT Johnowi Murphy'emu (autor klasycznego podręcznika): „wolumen powinien wzrastać zgodnie z kierunkiem aktualnego trendu cenowego. (...) Jeżeli wolumen zniżkuje, taki ruch można uznać za zapowiedź zmiany trendu cenowego".

Zresztą, coraz mniejsza aktywność inwestorów dobrze pasuje do tego, co dzieje się na szerokim rynku. Tam trwa bessa, a bessie zwykle towarzyszą kurczące się obroty. To kolejna sugestia, że ostatni zryw WIG nie budzi zaufania. Dopiero przebudzenie szerokiego rynku połączone z rosnącą wielkością handlu byłoby sygnałem, że sytuacja na warszawskim parkiecie wreszcie zaczyna zmieniać się na plus.

3. Dywergencja na wykresie MACD

W tym roku na GPW już nieraz pomocne w diagnozowaniu średnioterminowej koniunktury okazały się wskaźniki techniczne, takie jak popularny MACD (bazuje na średnich?kroczących). Dywergencje widoczne na jego wykresie wskazywały?zarówno dobre momenty do kupowania akcji, jak i trafnie zachęcały do realizowania zysków.

Tym razem wskaźnik ten zaczyna wysyłać niepokojące sygnały. Podczas gdy indeks WIG zdołał pokonać lokalny szczyt z początku lipca i ustanowić nowe maksima ponaddwumiesięcznej fali zwyżkowej, to tego samego nie da się powiedzieć o MACD. Wskaźnik ten odbił się od lipcowej górki i zaczął w ostatnich dniach zmierzać w dół. Brak potwierdzenia dla nowych szczytów WIG to tzw. negatywna dywergencja (rozbieżność), mogąca ostrzegać przed trwalszym przesileniem.

Warto zauważyć, że formacja podwójnego szczytu, która być może kształtuje się właśnie?na wykresie MACD, jest odwróceniem sytuacji z grudnia ub.r., kiedy to po uformowaniu się podwójnego dna wskaźnik wybił się w górę, zapowiadając styczniowe ożywienie na rynku.

Argument negatywnej dywergencji słabnie jednak, jeśli spojrzymy na wykres w skali tygodniowej. Tutaj MACD najwyraźniej wcale nie odbił się od poprzedniego szczytu (z marca), potwierdzając szanse na kontynuację zwyżki. Tym bardziej że urósł ostatnio powyżej linii zero, co samo w sobie może być traktowane jako pozytywny sygnał. Trudno niestety znaleźć odpowiedź na pytanie, czy wygra scenariusz wieszczony przez dzienny, czy może jednak przez tygodniowy MACD.

4. „Indeks strachu" przestrzega

Nawet stosunkowo mocny na tle małych spółek indeks WIG i tak jest bardzo słaby w porównaniu z indeksami giełd rozwiniętych, które właściwie powróciły do hossy. Pytanie jednak, czy nasz rynek pozostanie równie obojętny na wydarzenia na świecie również wówczas, gdy na Zachodzie nadejdzie silniejsza fala spadkowa. Pytanie to nasuwa się nie tylko na podstawie subiektywnych odczuć (czy szybka zamiana panicznego strachu na entuzjastyczne zakupy akcji na Zachodzie nie wydaje się nieco podejrzana w obliczu słabości gospodarek?), lecz na bazie konkretnych faktów. Wystarczy spojrzeć na wykres dobrze znanego analitykom „indeksu strachu", czyli obliczanego przez giełdę CBOE wskaźnika VIX (pokazuje oczekiwaną zmienność S&P 500 implikowaną przez ceny opcji na ten indeks). Tydzień temu VIX spadł do poziomu niewidzianego od czerwca 2007 r. (13,45 pkt). Fakt ten jest niepokojący w kontekście reguły, według jakiej interpretuje się wartości indeksu – im jest on niżej (czyli im spokojniejsi o przyszłość są inwestorzy), tym gorzej dla akcji z kontrariańskiego punktu widzenia. Zbadaliśmy przypadki, w których od początku 2009 roku VIX spadł poniżej 15 pkt. Zdarzenie takie miało miejsce w kwietniu 2011 r. i marcu 2012 r. Na wykresie widać, co działo się później z S&P 500. W obu przypadkach inwestorów czekały trudne chwile. Amerykański indeks spadł maksymalnie odpowiednio o 16 i 9 proc. W tym samym czasie WIG osunął się o 19 i 10 proc. Co prawda VIX nie miał równie dużej mocy prognostycznej w latach 2005–2006, kiedy to przez długi czas przebywał jeszcze niżej niż obecnie, ale to był nieporównywalny z obecną sytuacją okres spokojnej hossy.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?