Co najmniej od grudnia 2008 r., gdy Rezerwa Federalna po raz pierwszy w historii obniżyła swoją główną stopę procentową do zera, powracają ostrzeżenia, że zachodnie banki centralne więcej już w celu podgrzania koniunktury zrobić nie mogą. Jak dotąd okazywały się one przedwczesne. Główne banki centralne wielokrotnie zaskakiwały sceptyków swoją pomysłowością w wynajdywaniu coraz to nowych sposobów na dalsze łagodzenie polityki pieniężnej. Nie brak ekonomistów, którzy twierdzą, że właśnie dzięki temu światowa gospodarka uniknęła powtórki wielkiej depresji z lat 30. XX wieku.
To jednak nie dowodzi, że banki centralne nigdy nie dojdą do ściany. Przeciwnie, nie brakuje sygnałów, że już przed nią stoją. A jeśli tak, to kolejne wyczekiwane na rynkach rundy luzowania polityki pieniężnej albo nie przyniosą żadnych efektów, albo niedostatecznie duże, aby w dłuższej perspektywie zrekompensować związane z nimi koszty.
Polityka pieniężna nie zastąpi reform
„Niekonwencjonalne instrumenty polityki pieniężnej, zastosowane przez banki centralne w obliczu globalnego kryzysu finansowego, zapewniły gospodarkom tymczasowe wsparcie" – napisali w sierpniowej publikacji trzej ekonomiści Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS): Leonardo Gambacorta, Boris Hoffman i Gert Peersman. Jak dodali, wpływ tych nieszablonowych działań na wzrost gospodarczy był w latach 2008–2011 porównywalny z tym, jakie miałyby – gdyby były dostępne – tradycyjne narzędzia łagodzenia polityki pieniężnej, czyli cięcie stóp procentowych.
Wyniki tych badań mogą sugerować, że powiększanie przez banki centralne portfeli aktywów – a do tego sprowadza się większość ich działań w ostatnich latach – jest równoważne obniżkom stóp procentowych, ale w przeciwieństwie do nich może być kontynuowane dopóty, dopóki polityka pieniężna jest zbyt restrykcyjna dla pogrążonych w stagnacji gospodarek. Bo wbrew pozorom to, że stopy są blisko zera, wcale nie oznacza, że jest ona luźna. Jak zauważył ponad dekadę temu Milton Friedman, tani kredyt często wskazuje wyłącznie na to, że wcześniej był zbyt drogi.
W tym świetle oczekiwana przez większość ekonomistów kolejna runda łagodzenia polityki pieniężnej w USA i strefie euro wydaje się uzasadniona, skoro gospodarki te wyraźnie osłabły. Tyle że nie są do tego przekonani nawet eksperci BIS. We wspomnianej publikacji zastrzegli, że nieortodoksyjne poczynania banków centralnych przynosiły efekty w warunkach kryzysowych, ale nie musi tak być, gdy spowolnienie gospodarcze nie jest skutkiem finansowego szoku.