Miniony 2012 rok był z jednej strony okresem pogorszenia koniunktury gospodarczej w Europie Środkowo-Wschodniej, a z drugiej czasem, w którym można było dobrze zarobić na miejscowych rynkach (WIG 20 zyskał 20,5 proc., spadały rentowności obligacji wielu państw regionu, forint najbardziej spośród wszystkich walut świata umocnił się wobec dolara). Zapowiada się, że 2013 rok może być podobny.
– Na region wpływają nadal te same niekorzystne trendy, o których pisaliśmy w naszych prognozach sprzed roku: bankowe delewarowanie w strefie euro, szoki eksportowe związane z sytuacją w eurolandzie, spowolnienie światowego wzrostu gospodarczego oraz wachlarz zagrożeń specyficznych dla każdego kraju (głównie dotyczących polityki oraz jej wpływu na sprawy fiskalne). Te wstrząsy są wciąż dosyć widoczne w regionie. Delewarowanie w systemie bankowym stało się jeszcze szybsze i bardziej agresywne, niż się spodziewaliśmy. Osłabienie eksportu było zazwyczaj wolniejsze niż popytu wewnętrznego. Trudniejsze warunki na rynku kredytowym nie okazały się gorsze od naszych oczekiwań, jednakże gwałtownie pogarszające się nastroje odegrały kluczową rolę w spadku inwestycji oraz pogorszeniu sytuacji na rynku pracy – twierdzi Peter Attard Montalto, strateg z banku Nomura.
Sytuacja gospodarcza w krajach naszego regionu będzie w dużym stopniu zależała od czynników zewnętrznych, takich jak kryzys w strefie euro czy zawirowania polityczno-fiskalne w USA. Czynniki wewnętrzne wciąż będą jednak odgrywały dużą rolę. Region nie jest monolitem, choć niektóre zagraniczne fundusze mają tendencję do wrzucania wszystkich jego państw do „jednego worka". W Europie Środkowo-Wschodniej można wyróżnić wyraźnych liderów oraz maruderów. Do pierwszych zalicza się Polska, do drugiej kategorii m.in. Węgry.
Zadyszka na Zielonej Wyspie
W tym roku wciąż będzie wiele krajów zazdroszczących nam tempa wzrostu gospodarczego, ale to nie powód do świętowania. Nasza gospodarka wyraźnie zwalnia. Rząd spodziewa się, że wzrost PKB wyniesie w 2013 r. 2,2 proc., co jest uznawane przez opozycję za przejaw nadmiernego optymizmu. Inne instytucje są bardziej ostrożne. NBP mówi o 1,5 proc. wzrostu gospodarczego w tym roku, Międzynarodowy Fundusz Walutowy o 1,75 proc., a Komisja Europejska o 1,8 proc. po 2,4 proc. w 2012 r.
– W odróżnieniu od innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej wzrost gospodarczy w Polsce pozostał silny w 2011 r. i sięgnął 4,3 proc. Od wczesnych miesięcy 2012 r. widać jednak poważne spowolnienie. W pierwszych trzech kwartałach wzrost PKB wyniósł licząc rok do roku odpowiednio: 3,5 proc., 2,4 proc. oraz 1,4 proc. Ta zmiana tempa w czasie, gdy akcja kredytowa mocno się zmniejszyła, jest w części wynikiem pogorszenia popytu wewnętrznego. Widać wyraźnie spowolnienie inwestycji, zwłaszcza wydatków publicznych na infrastrukturę. Pogorszenie koniunktury w tych sektorach uderzyło w rynek pracy, zwiększając bezrobocie i redukując tempo wzrostu płac. Od 2010 r. konsumpcja gospodarstw domowych jest utrzymywana głównie w wyniku spadku oszczędności. Spodziewamy się, że konsumpcja będzie spadała w nadchodzących kwartałach – wskazuje Alexandre Vincent, ekonomista BNP Paribas. Jego bank prognozuje, że wzrost gospodarczy w Polsce może zwolnić w tym roku do 1,3 proc.