Sama likwidacja funduszy emerytalnych nie powstrzyma hossy

Rozmowa | Jerzy Kasprzak, dyrektor Biura Portfeli Akcji w Ipopemie TFI

Aktualizacja: 08.02.2017 12:31 Publikacja: 11.08.2013 15:07

Sama likwidacja funduszy emerytalnych nie powstrzyma hossy

Foto: Lamus Antykwariaty Warszawskie

Na horyzoncie likwidacja funduszy emerytalnych, a giełda idzie w górę. Dlaczego?

Ograniczenie roli OFE nie jest zdarzeniem, które zaskoczy inwestorów. Okres I półrocza był wystarczający, by obserwowana w wycenie spółek „premia za OFE" została zredukowana. To sprawa, o której się dyskutuje od dawna i w toku tej dyskusji ceny akcji zaczęły rosnąć. W przypadku średnich spółek bardzo dynamicznie i to już od początku roku. Widać, że inwestorzy dyskontując negatywne scenariusze związane z przyszłością funduszy emerytalnych, mimo wszystko traktują polskie akcje jako atrakcyjne aktywa. Gdyby nad giełdą wisiało widmo krachu, małe i średnie spółki nie zdrożałyby od początku roku o 20 proc. Otoczenie rynkowe byłoby podobne do pierwszej połowy 2008 r., gdy małe spółki wykazywały wyraźną słabość na tle WIG20.

Oba warianty dobrowolności mogą się okazać dramatyczne w skutkach dla rynku akcji. Zakładając, że zostanie wybrany jeden z nich lub wyjście zbliżone – oznaczające w praktyce przejście Polaków z OFE do ZUS – na GPW naprawdę nie będzie krachu?

Ostatnie sondaże opinii publicznej  pokazują, że znakomita większość Polaków, bo aż 70 proc., chce, żeby część ich emerytury pochodziła z OFE. Zakładając, że rząd nie chce lekceważyć opinii społeczeństwa, scenariusz wspomniany w pytaniu robi się coraz mniej prawdopodobny. Do funduszy akcji płyną pieniądze, tego napływu nie powstrzymała nawet czerwcowa korekta. Jednocześnie skończył się cykl obniżek stóp procentowych, realna gospodarka jest w dołku i spółki prawdopodobnie zaczną już wkrótce poprawiać wyniki. Spójrzmy na wyniki banków, które w wielu przypadkach bardzo pozytywnie zaskakują teraz inwestorów. Efekt? WIG Banki jest najlepszym indeksem sektorowym od początku roku ze zwyżkami cen małych banków o 30 proc. To jest początek hossy i nowego, wzrostowego cyklu gospodarczego.

-

Likwidacja kluczowego gracza na rynku nie przeszkodzi hossie?

Może jej przeszkodzić, jednak krótkoterminowo. Prawami ekonomii na dłuższą metę nie zachwieją jednorazowe zdarzenia szokowe. Warszawskie indeksy właśnie pokonują roczne szczyty i wchodzą w trend wzrostowy – to fakt. W każdym trendzie muszą być korekty i w najbliższym czasie może ją wywołać splot wielu czynników. Sama likwidacja OFE, już zdyskontowana, nie powinna drastycznie zachwiać rynkami. Jeżeli jednak jesienią Fed zaskoczy inwestorów znaczącym ograniczeniem QE, przez rynki rozwinięte przetoczy się korekta, co zresztą byłoby rzeczą całkowicie normalną, biorąc pod uwagę, że w tym roku S&P500 i DAX pobiły rekordy wszech czasów. Dodatkowo inwestorzy mogą źle przyjąć wyniki wyborów parlamentarnych w Niemczech i na to wszystko nałoży nam się likwidacja OFE – to rzeczywiście na naszej giełdzie mogą wystąpić średnioterminowe spadki. To zresztą rzecz naturalna, która się dzieje w każdym trendzie, jednak rzadko kiedy jeden czynnik sam powoduje wyprzedaż na giełdach. To z reguły jest splot okoliczności, mniej lub bardziej racjonalnych. Będzie to okazja do zapełnienia portfeli akcjami pod długoterminową hossę. Pytanie, czy jeżeli rynek tąpnie teraz o 10 proc. tak jak w czerwcu, nie wywoła to paniki – bo OFE, bo QE, bo korekta na rynkach rozwiniętych. Trzeba się wtedy będzie wykazać odwagą i kupować. Moim zdaniem będzie naprawdę warto.

Wyceny średnich spółek są teraz mocno wyśrubowane, nie pora na korektę w tym segmencie?

Zgadzam się całkowicie, wyceny „średniaków" krótkoterminowo są bardzo wysokie. Czy to oznacza, że przed nami duże spadki? Niekoniecznie – rosnące zyski spółek spowodują schłodzenie wycen w średnim terminie. Pierwsza fala wzrostowa, dyskontująca ożywienie gospodarcze, zawsze charakteryzuje się tym, że wyceny spółek są wysokie, bo ceny rosną, ale zyski przedsiębiorstw jeszcze nie. Ten wzrost przyjdzie za kilka kwartałów, kiedy koniunktura już się poprawi. Banki, które od początku roku urosły po kilkadziesiąt procent, rzeczywiście nie są okazją inwestycyjną. Ale jednocześnie może się okazać, że skoro w tym roku zamiast prognozowanego pogorszenia wyników – pokazały ich poprawę, to w kolejnych latach również je poprawią, sprzedając kredyty hipoteczne czy jednostki funduszy inwestycyjnych. Pierwsza faza zwyżek – historycznie np. w 2003 r. – zawsze wygląda tak, że rynki rosną, choć pozornie nie mają ku temu powodów. Dlaczego spółki drożeją teraz o parę procent dziennie? Kuriozalną odpowiedzią jest, „bo nikt nie chce ich sprzedawać" – nie ma naturalnego nawisu podaży. Przedsiębiorcy, którzy są właścicielami, nie chcą sprzedawać, bo wierzą, że spółki będą się rozwijać wraz z poprawą koniunktury. Fundusze inwestycyjne nie mogą sprzedawać, tylko muszą kupować, bo mają nabycia. OFE nie sprzedają, ponieważ w jednym z wariantów zmian to może być ich główny instrument w portfelach. Kto ma teraz sprzedawać, skoro wszyscy się spodziewają poprawy w gospodarce? W takiej sytuacji ceny muszą rosnąć, to naturalny proces. Dlatego też podtrzymuję to, co powiedziałem – choć nie spodziewam się głębszej korekty, byłaby ona teraz niewątpliwie okazją inwestycyjną.

Relatywna słabość blue chips to też okazja inwestycyjna? Pora na spółki z WIG20, a już wkrótce – WIG30?

W tym roku zachowaliśmy się jak każdy rynek wschodzący. Bardzo dobrze pokazał to wykres w „Parkiecie" sprzed kilku tygodni, obrazujący notowania głównych indeksów światowych od początku roku. Linie WIG20 i MSCI Emerging Markets pokrywały się idealnie i na tle rynków starej ekonomii i to jest największy „underperformance" widziany w ostatnich dekadach. Emerging markets powinny teraz zacząć wracać na ścieżkę wzrostu, a wraz z nimi nasz WIG20.

Miesięczny bilans wpłat do i wypłat z funduszy akcji amerykańskich był w lipcu największy w historii – pozyskały one ponad 40 mld dolarów netto (wynika z danych TrimTabs). Globalny kapitał zacznie w końcu szukać rynków o wyższym potencjale wzrostu?

Bardzo możliwe. Wejdźmy na chwilę w umysł amerykańskiego zarządzającego, który ma takie napływy gotówki i jednocześnie obserwuje gigantyczną, relatywną przewagę swojego rodzimego rynku. To normalne, że w pewnym momencie zacznie się zastanawiać, czy to już nie pora, żeby przez giełdy rynków rozwiniętych przetoczyła się korekta, a rynki wschodzące zaczęły nadrabiać zaległości. Zarządzający w USA dysponują takim kapitałem, że są w stanie sami tę relatywną słabość zniwelować, jeżeli tylko kilku z nich pomyśli jednocześnie w podobny sposób. Przez ostatnie kilka lat inwestorzy na świecie lokowali kapitał przede wszystkim w bezpieczny sposób – metale szlachetne, obligacje skarbowe, obligacje korporacyjne, lokaty bankowe. Kolejnym etapem, o wyższym stopniu ryzyka, są akcje rynków rozwiniętych, a jeszcze następnym – akcje rynków wschodzących. Cały ten proces może jednak trwać latami.

Zarządzający w USA dysponują takim kapitałem, że są w stanie sami zniwelować relatywną słabość rynków wschodzących

Kiedy na naszym rynku napływy do funduszy akcji nabiorą rozpędu i sięgną poziomów z 2004–2005 r.? Na razie są dodatnie, jednak wciąż symboliczne – kiedy znaczną iść w setki milionów złotych miesięcznie?

Wtedy, gdy większość funduszy akcji w perspektywie różnych okresów porównawczych będzie mogła przedstawić dodatnie stopy zwrotu. Dobre fundusze akcji MiŚS od początku roku są 20 proc. na plusie – to powoli zacznie trafiać do wyobraźni – inwestorów i dystrybutorów. Z liczbami trudno polemizować. Myślę, że najbliższe miesiące będą przełomowe. Zaraz poznamy dane o napływach do funduszy w lipcu, jeżeli dodatkowo w sierpniu i wrześniu fundusze akcji przyciągną kapitał, koniunktura będzie się „sama nakręcała". Zwłaszcza że tak jak powiedziałem, przy obecnych niewielkich obrotach i znikomej podaży, napływy do funduszy będą nakręcać zwyżki, szczególnie w segmencie małych i średnich spółek. Zresztą nawet kursy spółek z WIG20 stosunkowo łatwo teraz podbić – zagraniczni inwestorzy już sprzedali to, co mieli sprzedać, dyskontując likwidację funduszy emerytalnych. Pamiętajmy również o tym, że zachodni zarządzający niedoważają Polski w swoich portfelach (udział naszego rynku jest niższy niż wynikałoby to z benchmarków), a obecnie wiele negatywnych informacji jest już w cenie. W takim otoczeniu każda pozytywna informacja może być katalizatorem zwyżek.

Jerzy Kasprzak

dołączył do Ipopemy w kwietniu 2012 r., obejmując stanowisko dyrektora biura portfeli akcji w Ipopema Asset Management i TFI. Odpowiada m.in. za wyniki funduszy inwestujących w małe i średnie przedsiębiorstwa (Ipopema Małych i Średnich spółek od początku roku jest 20 proc. na plusie). Przed przejściem do Ipopemy pracował w TFI Allianz, gdzie za wyniki funduszy „misiów" został wyróżniony Złotym Portfelem „Parkietu". Karierę zawodową w finansach rozpoczął w 1999 r. JAM

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?