Likwidacja kluczowego gracza na rynku nie przeszkodzi hossie?
Może jej przeszkodzić, jednak krótkoterminowo. Prawami ekonomii na dłuższą metę nie zachwieją jednorazowe zdarzenia szokowe. Warszawskie indeksy właśnie pokonują roczne szczyty i wchodzą w trend wzrostowy – to fakt. W każdym trendzie muszą być korekty i w najbliższym czasie może ją wywołać splot wielu czynników. Sama likwidacja OFE, już zdyskontowana, nie powinna drastycznie zachwiać rynkami. Jeżeli jednak jesienią Fed zaskoczy inwestorów znaczącym ograniczeniem QE, przez rynki rozwinięte przetoczy się korekta, co zresztą byłoby rzeczą całkowicie normalną, biorąc pod uwagę, że w tym roku S&P500 i DAX pobiły rekordy wszech czasów. Dodatkowo inwestorzy mogą źle przyjąć wyniki wyborów parlamentarnych w Niemczech i na to wszystko nałoży nam się likwidacja OFE – to rzeczywiście na naszej giełdzie mogą wystąpić średnioterminowe spadki. To zresztą rzecz naturalna, która się dzieje w każdym trendzie, jednak rzadko kiedy jeden czynnik sam powoduje wyprzedaż na giełdach. To z reguły jest splot okoliczności, mniej lub bardziej racjonalnych. Będzie to okazja do zapełnienia portfeli akcjami pod długoterminową hossę. Pytanie, czy jeżeli rynek tąpnie teraz o 10 proc. tak jak w czerwcu, nie wywoła to paniki – bo OFE, bo QE, bo korekta na rynkach rozwiniętych. Trzeba się wtedy będzie wykazać odwagą i kupować. Moim zdaniem będzie naprawdę warto.
Wyceny średnich spółek są teraz mocno wyśrubowane, nie pora na korektę w tym segmencie?
Zgadzam się całkowicie, wyceny „średniaków" krótkoterminowo są bardzo wysokie. Czy to oznacza, że przed nami duże spadki? Niekoniecznie – rosnące zyski spółek spowodują schłodzenie wycen w średnim terminie. Pierwsza fala wzrostowa, dyskontująca ożywienie gospodarcze, zawsze charakteryzuje się tym, że wyceny spółek są wysokie, bo ceny rosną, ale zyski przedsiębiorstw jeszcze nie. Ten wzrost przyjdzie za kilka kwartałów, kiedy koniunktura już się poprawi. Banki, które od początku roku urosły po kilkadziesiąt procent, rzeczywiście nie są okazją inwestycyjną. Ale jednocześnie może się okazać, że skoro w tym roku zamiast prognozowanego pogorszenia wyników – pokazały ich poprawę, to w kolejnych latach również je poprawią, sprzedając kredyty hipoteczne czy jednostki funduszy inwestycyjnych. Pierwsza faza zwyżek – historycznie np. w 2003 r. – zawsze wygląda tak, że rynki rosną, choć pozornie nie mają ku temu powodów. Dlaczego spółki drożeją teraz o parę procent dziennie? Kuriozalną odpowiedzią jest, „bo nikt nie chce ich sprzedawać" – nie ma naturalnego nawisu podaży. Przedsiębiorcy, którzy są właścicielami, nie chcą sprzedawać, bo wierzą, że spółki będą się rozwijać wraz z poprawą koniunktury. Fundusze inwestycyjne nie mogą sprzedawać, tylko muszą kupować, bo mają nabycia. OFE nie sprzedają, ponieważ w jednym z wariantów zmian to może być ich główny instrument w portfelach. Kto ma teraz sprzedawać, skoro wszyscy się spodziewają poprawy w gospodarce? W takiej sytuacji ceny muszą rosnąć, to naturalny proces. Dlatego też podtrzymuję to, co powiedziałem – choć nie spodziewam się głębszej korekty, byłaby ona teraz niewątpliwie okazją inwestycyjną.
Relatywna słabość blue chips to też okazja inwestycyjna? Pora na spółki z WIG20, a już wkrótce – WIG30?
W tym roku zachowaliśmy się jak każdy rynek wschodzący. Bardzo dobrze pokazał to wykres w „Parkiecie" sprzed kilku tygodni, obrazujący notowania głównych indeksów światowych od początku roku. Linie WIG20 i MSCI Emerging Markets pokrywały się idealnie i na tle rynków starej ekonomii i to jest największy „underperformance" widziany w ostatnich dekadach. Emerging markets powinny teraz zacząć wracać na ścieżkę wzrostu, a wraz z nimi nasz WIG20.