Polski inwestor bez wychodzenia z domu może stać się współwłaścicielem firm Apple, BMW, Coca-Cola, Danone, Facebook czy Microsoft. Korzystając z usług domu maklerskiego posiadającego uprawnienia do obrotu papierami wartościowymi na rynkach zagranicznych, wystarczy złożyć po odpowiedniej cenie zlecenie kupna wybranych akcji i można się cieszyć z ich posiadania w portfelu. Proste? Niestety, praktyka jest nieco bardziej skomplikowana.

Zalety inwestowania za granicą

Dostęp do zagranicznych rynków to przede wszystkim większe możliwości inwestycyjne. Tylko na giełdzie nowojorskiej notowanych jest prawie 3000, a na giełdzie londyńskiej około 2500 spółek. Inwestor ma więc w czym wybierać: wśród tak szerokiej oferty znaleźć można podmioty z dowolnej branży, na różnym etapie rozwoju, działające na wielu rynkach i na każdym kontynencie. Polskich inwestorów mogą kusić również akcje największych światowych koncernów, których ze świecą można szukać na warszawskim parkiecie. Kupno walorów zagranicznych emitentów to także doskonała szansa na większą dywersyfikację portfela, a przez to zmniejszenie wahań jego wartości i ryzyka inwestycji. Wychodząc poza polski rynek, inwestor jest mniej zależny od sytuacji makroekonomicznej jednego kraju i ma ułatwione zadanie doboru instrumentów finansowych nisko ze sobą skorelowanych.

Duże bariery dla drobnych inwestorów

Osoba, która chce kupić akcje na giełdzie frankfurckiej, londyńskiej czy nowojorskiej, ma do wyboru dwie opcje: założyć rachunek w zagranicznym biurze maklerskim lub skorzystać z oferty krajowego brokera gwarantującego dostęp do tych rynków. W pierwszym przypadku dla polskiego inwestora barierą mogą być jednak wysokie opłaty za prowadzenie rachunku oraz prowizje, które często znacząco różnią się od tych, które występują na rodzimym rynku. Dodatkowe koszty generować będą również niezbędne w tej sytuacji zagraniczne transfery pieniędzy. Druga opcja – choć tańsza – dla drobnego inwestora też może okazać się nieopłacalna. Minimalna wielkość prowizji u większości brokerów oferujących dostęp do zagranicznych rynków ustalona została na poziomie kilkudziesięciu dolarów, euro czy funtów. Co więcej, kłopotliwy może być też nieograniczony dostęp do notowań giełdowych w czasie rzeczywistym, za który trzeba będzie dodatkowo sporo dopłacić.

Dodatkowe ryzyka

Trzeba pamiętać, że na obcych giełdach obowiązują odrębne regulacje i zasady obrotu. Sposób składania i realizacji zleceń nie będzie znacząco się różnił od tego, jaki znamy z rynku warszawskiego. Problemem może być jednak utrudnione ewentualne dochodzenie swoich praw czy udział w walnym zgromadzeniu zagranicznego emitenta. Inwestorzy mogą mieć także wątpliwości związane z prawidłowym rozliczeniem podatku od zysków ze sprzedaży papierów wartościowych i otrzymanych dywidend, którego zasady uzależnione będą od miejsca uzyskania dochodu oraz zapisów właściwych umów w sprawie unikania podwójnego opodatkowania, których stroną jest Rzeczpospolita Polska. Osoby decydujące się na wyjście poza rodzimy parkiet muszą także włożyć większy wysiłek analityczny. Z reguły łatwiej jest dotrzeć do informacji dotyczących emitentów z siedzibą w kraju niż poza jego granicami, a do tego nie trzeba tracić czasu na ich tłumaczenie na język polski. Specyfika działalności zagranicznych spółek może też być dla inwestora obca, a w ocenie opłacalności inwestycji nie pomogą rekomendacje wydawane przez domy maklerskie. Ponadto kupno instrumentów finansowych notowanych na innych giełdach naraża na jeszcze jedno ryzyko. Zmiany kursu walutowego wpływać będą na większe wahania wartości posiadanych zagranicznych papierów wartościowych, a znaczne umocnienie złotego może zniwelować cały osiągnięty zysk.