Jeśli przyjrzymy się wykresowi głównego indeksu warszawskiej giełdy, możemy zauważyć ciekawe prawidłowości. Oczywiście nie ma gwarancji, że będą kontynuowane w przyszłości, niemniej jednak ich regularność daje do myślenia. Mowa tu m.in. o dającym się zaobserwować około 40-miesięcznym cyklu. Jego fale spadkowe i wzrostowe są mniej widoczne w latach spokojniejszej koniunktury, a bardzo intensywne w okolicach punktów kulminacyjnych. Po tym jak w szczycie hossy latem 2007 r. WIG zanotował rekordowy poziom, zimą 2009 r. wylądował w „dołku”, wyznaczając tym samym dno ostatniej bessy. Na podstawie obserwacji 40-miesięcznego cyklu Quercus TFI z wyprzedzeniem wysunął tezę o dołku koniunktury na przełomie 2015/2016 r. Od tego czasu obserwujemy odbicie, które de facto skumulowało się w ostatnich miesiącach. Teoretyczny szczyt obecnego cyklu wypada w okolicach sierpnia 2017 r., co może sugerować, że czeka nas fala spadkowa. Wart odnotowania jest fakt, że podobną cykliczną prawidłowość daje się również zauważyć w przemyśle (wskaźniki PMI, ISM).
Poniedziałkowe blisko 2-proc. spadki indeksów na GPW nie powinny być początkiem głębszej przeceny, o czym świadczy chociażby niewielki wolumen obrotu. Jednak coraz częściej pojawia się hipoteza, że korekta obserwowanych od jesieni 2016 r. zwyżek jest nieuchronna.
– Teoretyczny szczyt sprawdzonego 40-miesięcznego cyklu na GPW wypada w okolicach września bieżącego roku, więc rozważania nad jesiennym krachem mają pewne uzasadnienie. Do podobnych wniosków prowadzi też opisane przez nas niedawno podobieństwo obecnej sytuacji do tej z lat 1998–2000 – podkreśla Tomasz Hońdo, analityk Quercus TFI. Zwraca też jednak uwagę, że fakt, iż wizja jesiennego krachu staje się popularna, może przemawiać przeciwko takiemu scenariuszowi, bo krachy z natury są nieprzewidziane i zaskakujące. – Możliwy jest jednak scenariusz pośredni, w którym zakładana cykliczna zmiana trendu będzie miała formę bardziej stopniową – podkreśla Tomasz Hońdo.
Potrzebna korekta
Im dłużej trwa hossa, tym bardziej realna wydaje się konieczność nadejścia fali spadkowej. – Czy będzie ona krachem czy tylko kilkumiesięczną bessą, trudno powiedzieć – mówi Marcin Materna, szef działu analiz Millennium DM. Dodaje, że oczekiwanie krachu raczej nie jest samosprawdzającą się prognozą. Aby załamały się indeksy, potrzebny jest wyraźny impuls, taki jak wojna, upadek wielkiego banku, nagła zmiana polityki pieniężnej czy fiskalnej u głównego gracza światowej gospodarki. – Myślę, że hossa trwa już za długo. Korekta, nawet dłuższa, byłaby zdrowa, ale kiedy przyjdzie? To wróżenie z fusów. Bardziej można operować na prawdopodobieństwie i obecnie prawdopodobieństwo spadków jest większe niż np. w styczniu – podkreśla Materna.
Od początku roku zarówno WIG, czyli wskaźnik szerokiego rynku, jak i WIG20 zyskały po ponad 12 proc. Świetnie radzą sobie też indeksy średnich i małych spółek.