Na razie reakcje inwestorów są dość spokojne, ale wszyscy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji i mogących pojawić się w każdej chwili większych perturbacji.
Niełatwo odłożyć bazookę
Czwartkowe posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego nie spełniło oczekiwań tych, którzy spodziewali się jasnych deklaracji w sprawie polityki pieniężnej w strefie euro. Jedyny „konkret" to zapowiedź, że w październiku dowiemy się wreszcie, co dalej z programem skupu obligacji. Ale i to nie jest pewne, bo Mario Draghi zastrzegł, że EBC będzie gotowy podjąć decyzje w tej kwestii pod warunkiem, że nie zmaterializują się do tego czasu potencjalne ryzyka. O jakie ryzyka, które mogłyby w ciągu zaledwie miesiąca się zmaterializować, chodzi, nie sprecyzował. Raczej nie miał na myśli eskalacji napięcia wokół Korei Północnej ani skutków huraganów, szalejących w Stanach Zjednoczonych. Stwierdzenie, że „jeśli do października nie będziemy gotowi, odłożymy decyzje na później" niewiele wyjaśniło, choć część uczestników rynku i tak nie spodziewa się usłyszeć niczego nowego wcześniej niż w grudniu. A żeby jeszcze bardziej zagmatwać obraz, szef EBC dodał, że „bank jest wciąż gotowy do zwiększenia skali programu skupu aktywów". Reasumując, czas odłożyć bazookę, ale zanim to zrobimy, możemy jeszcze trochę postrzelać. Jeśli to stwierdzenie miało na celu osłabienie wspólnej waluty, to okazało się nieskuteczne, podobnie jak podkreślanie niepokoju z powodu dotychczasowych tendencji na rynku walutowym. Kurs euro po konferencji Mario Draghiego podskoczył do 1,2 dolara i ani myślał spasować.
Symptomatyczne było to, że tym razem umocnienie się euro nie wpłynęło negatywnie na rynek akcji. DAX od początku tygodnia szedł zdecydowanie w górę. W środę powrócił powyżej 12 200 pkt, a w czwartek zbliżył się do 12 300 pkt. W trakcie czterech sesji zyskał 1,3 proc. Niby niewiele, ale była to najsilniejsza zwyżka od prawie dwóch miesięcy. Nie można wykluczyć, że stanowi ona sygnał zakończenia spadkowej korekty, trwającej na parkiecie we Frankfurcie od połowy czerwca. Walka o jej powstrzymanie toczy się już, ze zmiennym szczęściem, od kilku tygodni. Być może rozstrzygnięcie jest już blisko. Bykom powinna sprzyjać wyraźna poprawa sytuacji w gospodarce strefy euro. Dostrzegł ją nawet EBC, podnosząc prognozę wzrostu PKB na obecny rok z 1,9 do 2,2 proc. Skoro silne euro nie szkodzi gospodarce, to nie ma powodów, by stronić od europejskich akcji. Przynajmniej przez pewien czas, bo jednocześnie bank centralny nie tryska optymizmem w kwestii dynamiki PKB na kolejne lata, prognozując jej obniżenie się do 1,8 proc. w 2018 r. i 1,7 proc. rok później.
Amerykański kalejdoskop
Choć dla kluczowego z punktu widzenia rynków finansowych wydarzenia, jakim może okazać się posiedzenie Fedu, zostało jeszcze trochę czasu, w Stanach Zjednoczonych w ostatnich dniach nie brakowało innych, także dość ważnych. Mieliśmy więc przejście jednego huraganu i oczekiwanie na następny, co odbijało się na notowaniach ropy naftowej i przyniosło nieoczekiwane konsekwencje w kwestii limitu zadłużenia. Może też mieć istotny wpływ na amerykańską gospodarkę, z której i tak napływają już od pewnego czasu niejednoznaczne sygnały. Z jednej strony bardzo dobry odczyt dynamiki PKB i wskaźnika koniunktury w usługach, z drugiej zaś sygnały pogorszenia się sytuacji na rynku pracy (prawdopodobnie jedynie chwilowego) czy słabsze informacje o zamówieniach w przemyśle. Nie ustają też niepewność i napięcia polityczne, zarówno wewnętrzne, jak i międzynarodowe, związane z działaniami Korei Północnej i reakcjami na nie Donalda Trumpa. Nerwowo oczekuje się na to, co w weekend może zrobić Kim Dzong Un i jaka może być odpowiedź amerykańskiej administracji. Wspomniane kataklizmy z jednej strony przyczyniły się do niespodziewanego, choć tymczasowego rozstrzygnięcia kwestii zwiększenia limitu zadłużenia rządu, z drugiej jednak doprowadziły do dziwacznej sytuacji, w której republikański prezydent „rozgrywa" swoje środowisko polityczne do spółki z opozycyjną partią demokratów. Może to mieć konsekwencje dla planowanych i oczekiwanych od dawna reform, których wprowadzenie wciąż spychane jest na dalszy plan.