Zmartwiony Mario Draghi, szczęśliwy Donald Trump

Giełdowe indeksy trzymają się blisko rekordów, ale czuć coraz większy niepokój.

Publikacja: 27.01.2018 15:16

Silne euro martwi szefa Europejskiego Banku Centralnego, słaby dolar cieszy prezydenta USA, amerykańskie obligacje budzą coraz większy niepokój i ta atmosfera zaczyna rzutować na sytuację na giełdach.

Silne euro, słaby dolar i taniejące obligacje

Indeksy na głównych giełdach światowych wciąż trzymają się blisko historycznych rekordów, ale czuć coraz większy niepokój. Co prawda analitycy w większości są optymistycznie nastawieni w kwestii rynkowych perspektyw w średnim terminie, ale jednak chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że spadkowa korekta musi wreszcie się pojawić. Pesymiści są w mniejszości, ale ich ostrzeżeń nie można lekceważyć, tym bardziej że skłaniają ku temu wydarzenia na rynkach walutowym i długu. Zaniepokojenie pojawia się też w związku z rozpoczęciem przez Donalda Trumpa działań protekcjonistycznych.

Silne euro coraz bardziej niepokoi inwestorów i europejskie władze monetarne. Ci pierwsi się obawiają, że zaszkodzi ono firmom i pogorszy perspektywy gospodarki, co znajduje swoje odzwierciedlenie w zachowaniu indeksu giełdy we Frankfurcie. W kropce jest też Mario Draghi, który robi wszystko, by przynajmniej zahamować aprecjację wspólnej waluty, ale na razie jego wysiłki są zupełnie bezskuteczne.

Radość Donalda Trumpa z osłabienia dolara jest zrozumiała jedynie z perspektywy jego protekcjonistycznego nastawienia, ale jest to postawa raczej krótkowzroczna. Nie bierze pod uwagę tego, że Stany Zjednoczone są bardziej importerem niż eksporterem, a słaba waluta napędzać będzie inflację, skłaniając Fed do zaostrzania polityki pieniężnej.

Zjawiskiem najbardziej niepokojącym inwestorów jest rosnąca rentowność obligacji, szczególnie amerykańskich. W pierwszej fazie to zjawisko może pomóc giełdom, uruchamiając, czy raczej wzmacniając przepływ kapitału w kierunku akcji, ale z czasem ten mechanizm może ulec odwróceniu, powodując perturbacje, które mogą okazać się bardzo poważne.

Wszystkie te zagrożenia na razie są przyjmowane ze względnym spokojem, głównie dlatego, że z globalnej gospodarki płyną bardzo optymistyczne sygnały. Nie można jednak wykluczyć, że na rynkach zobaczymy podwyższoną zmienność, której spodziewa się w tym roku większość ekspertów.

Rosja i Chiny na czele

Pierwsza połowa minionego tygodnia przyniosła kontynuację dynamicznej fali wzrostowej na rynkach wschodzących. Oznaki jej wyhamowania pojawiły się dopiero w czwartek pod koniec dnia, wraz z zadyszką na giełdach towarowych i chwilowym odreagowaniem przeceny amerykańskiej waluty. MSCI Emerging Markets ETF zyskał od początku roku nieco ponad 9 proc., a od „pokorekcyjnego" dołka z pierwszych dni grudnia ubiegłego roku wzrósł o 15 proc. Jeszcze w czwartek zdołał ustanowić historyczny rekord, oddalając się od szczytu z 2007 r. o prawie 7 proc., ostatecznie zaliczając jedynie symboliczny spadek o kilka setnych procent.

Na razie tegoroczna czołówka rynków wschodzących mocno różni się od typów wskazywanych przez agencję Bloomberg. Liderami pod względem skali wzrostu są do tej pory Rosja, gdzie RTS zyskuje 13 proc., Hong Kong zwyżkujący o 9 proc. i Szanghaj idący w górę o ponad 7 proc. Wszystkie trzy parkiety uznane zostały przez Bloomberga za najmniej atrakcyjne w 2018 r., w komplecie z równie nieźle radzącymi sobie na razie Indiami, Filipinami i Tajlandią. Indeks moskiewskiej giełdy odrabia zaległości z ubiegłego roku, w którym należał do największych słabeuszy i dodatkowo korzysta ze świetnej koniunktury na rynku ropy naftowej. Hang Seng, choć nie musi niczego odrabiać, od grudnia ubiegłego roku idzie zdecydowanie w górę, ustanawiając niedawno historyczny rekord. Wskaźnikowi z Szanghaju do rekordu co prawda daleko, ale dynamika zwyżki z ostatnich tygodni robi wrażenie i doprowadziła go do poziomu najwyższego od trzech lat. Z kolei typowana na najbardziej atrakcyjną giełda meksykańska rośnie na razie jedynie o niespełna 3 proc., druga w kolejności turecka traci prawie 1 proc., a znajdujące się według agencji tuż za nią parkiety czeski i warszawski zwyżkują po około 5 proc., a więc o niemal połowę mniej niż MSCI EM. Ale za nami dopiero niecały miesiąc 2018 r. i wszystko może jeszcze się zmienić w tym segmencie rynku.

Surowce na podwójnym gazie

W ostatnich dniach byki na giełdach towarowych miały podwójnie ułatwione zadanie. Z jednej strony sił dodawały im optymistyczne prognozy dla globalnej gospodarki, z drugiej zaś korzystały skwapliwie z osłabienia dolara. Śmiały rajd, z którym mieliśmy do czynienia w pierwszej połowie minionego, został jednak zadecydowanie przystopowany w czwartek, co może stanowić sygnał ostrzegający przed nadmiernym optymizmem.

Na deprecjacji amerykańskiej waluty najbardziej skorzystało złoto, którego notowania jeszcze w czwartek przed południem atakowały poziom poprzedniego szczytu z września ubiegłego roku, docierając do 1365 dolarów za uncję. Koniec dnia przyniósł jednak wyraźne cofnięcie, o prawie 20 dolarów. Trwający od połowy grudnia 2017 r. rajd wywindował cenę kruszcu o ponad 9 proc., więc korekta nie byłaby niczym nadzwyczajnym, a sprzyjać jej mogą próby odrabiania strat przez dolara, czego przykład mieliśmy w czwartek wieczorem. Wystarczył niewielki spadek kursu euro poniżej 1,24 dolara, by złoto zdecydowanie potaniało.

Korekcie nie chcą poddać się natomiast notowania ropy naftowej, wciąż trzymające się bardzo wysokich poziomów, przekraczających 65 dolarów za baryłkę w przypadku WTI i 70 dolarów dla Brent. Rynek zdaje się pozostawać pod silnym wpływem transakcji spekulacyjnych, bowiem o sile czynników fundamentalnych raczej trudno tu mówić. Gigantyczne zapasy topnieją bardzo powoli, na mocny wzrost popytu wciąż się nie zanosi, w przeciwieństwie do spodziewanej zwyżki wydobycia, szczególnie w Stanach Zjednoczonych.

Ze schematu składającego się z ożywienia gospodarczego i słabego dolara, wyłamuje się od pewnego czasu rynek miedzi. Notowania metalu od końca grudnia ubiegłego roku znajdują się w silnej spadkowej korekcie. Po sięgającym prawie 3 proc. tąpnięciu z minionego wtorku, jej skala powiększyła się do 6 proc., a środowe odreagowanie o niemal 4 proc. raczej nie zmieniło układu sił. Kontrakty terminowe w efekcie powróciły w okolice 320 centów za funt, czyli do poziomu wcześniejszej kilkudniowej konsolidacji. To jednocześnie poziom najwyższy od prawie trzech lat.

Surowcowy CRB Index jedynie przez chwilę w czwartek znajdował się powyżej 200 punktów, czyli poziomu najwyższego od października 2015 r.

Krótka radość z rekordu na szerokim rynku

Warszawskie byki doczekały się wreszcie epokowego niemal wydarzenia. WIG w miniony wtorek, po ponad dziesięciu latach ustanowił nowy historyczny rekord. Radość jednak trwała krótko, bo już na tej samej sesji nastąpiło wyraźne cofnięcie, a kolejne dni przyniosły przybierającą na sile korektę. W takim scenariuszu nie ma nic nadzwyczajnego, ale jednak pewien niedosyt pozostaje, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że otoczenie nie prowokowało raczej do tak szybkiego odwrotu. Co prawda można było mówić o lekkich oznakach niepokoju przed ewentualną korektą na głównych giełdach, ale do czwartku w górę szły zarówno indeksy amerykańskie, jak i MSCI Emerging Markets, a na cierpiący z powodu umocnienia się euro niemiecki indeks DAX można było przymknąć oko. I technicznie, i fundamentalnie wariant kontynuacji dobrej passy wydaje się niezagrożony, ale na jej utrwalenie i kolejne rekordy trzeba będzie poczekać. Warto uważnie obserwować przebieg realizacji zysków i to, jak na tle pozostałych rynków zachowywać się będzie nasz parkiet. W końcu miano ubiegłorocznego „mocarza", jak i wysokie miejsce w rankingach rynków wschodzących na 2018 r. zobowiązują.

Do korekty przyczyniły się zdecydowanie największe spółki. Utrzymaniu rekordu we wtorek przeszkodziły głównie mocne spadki firm energetycznych (PGE i Tauron) i surowcowych (KGHM i JSW), dzień później indeksy w dół ciągnęły energetyka i rafinerie, a w czwartek przede wszystkim rafinerie i sektor bankowy. W efekcie WIG znalazł się poniżej 67 tys. punktów, a WIG20 wrócił pod poziom 2600 punktów. W przypadku wskaźnika blue chips szczyty ze stycznia i listopada 2013 r., choć zostały naruszone, utrzymały swoje podażowe znaczenie, przynajmniej na razie.

Pogorszenie nastrojów udzieliło się także segmentowi małych i średnich firm. mWIG40 w miniony czwartek zdołał utrzymać się w okolicy 5000 punktów i dobrze byłoby, gdyby ten poziom byki obroniły, potwierdzając wydostanie się indeksu górą z wielomiesięcznej konsolidacji. Obawy może jednak budzić silna przecena takich spółek jak Dino, CD Projekt czy AmRest, którą można uznać za realizację zysków po niedawnych dynamicznych zwyżkach. Gorzej wygląda sytuacja w przypadku Grupy Azoty, Playa czy Kruka. Zahamowane zostały próby przełamywania negatywnej tendencji w przypadku Amiki i Forte, a akcje Medicalgorithmics i Live Chatu znów cofają się zdecydowanie w reakcji na osłabienie dolara.

Swoją ścieżką podąża sWIG80, który spadkową korektę rozpoczął już tydzień wcześniej. Na razie przebiega ona w spokojnie, a jej skala jest niewielka, ale pewne obawy przed rozwinięciem pojawiły się w czwartek, gdy indeks wrócił pod poziom 15 tys. punktów.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?