Gdy wydawało się, że nowy szef Fedu otworzył drogę do kontynuacji hossy, scenariusz ten został zniweczony przez amerykańskiego prezydenta, który postanowił wykopać handlowy topór wojenny i skierować go przeciw Chinom.
Fed zacieśnia łagodnie, prezydent gra ostro
Posiedzenie Komitetu Otwartego Rynku nie przyniosło niespodzianek, a jeśli ktoś mógł poczuć się zaskoczony, to raczej pozytywnie. Stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych po raz szósty poszły w górę, dochodząc do poziomu 1,5–1,75 proc., który, mówiąc oględnie, wciąż do wysokich nie należy. A konkretnie, pomijając obecny cykl, poprzednio widziany był we wrześniu 2004 r. W każdym razie jest to poziom, który w obecnych warunkach nie powinien negatywnie wpływać ani na znajdującą się w fazie wzrostu amerykańską i globalną gospodarkę, ani na utrzymujący się długookresowy trend wzrostowy na większości rynków akcji, w szczególności zaś na hossę na Wall Street. Fed podtrzymał uznawany za gołębi scenariusz zakładający łącznie trzy podwyżki stóp w tym roku, odkładając ewentualne przyspieszenie ich tempa na dalszą przyszłość.
O gołębim odbiorze deklaracji Rezerwy Federalnej przez inwestorów mogły świadczyć pierwsze reakcje rynków walutowego i długu. W środę indeks dolara, mierzący jego siłę wobec głównych światowych walut, poszedł w dół o 0,9 proc., docierając do poziomu najniższego od połowy lutego. Ruch ten kontynuowany był do czwartkowego wczesnego popołudnia. Takie zachowanie waluty kraju, w którym ma miejsce zaostrzanie polityki pieniężnej, można logicznie wytłumaczyć tylko tym, że spodziewano się bardziej jastrzębiej retoryki, zakładającej scenariusz czterech podwyżek stóp w 2018 r. Późniejsze lekkie umocnienie dolara to po części odreagowanie spadku, po części efekt słabych danych z gospodarki strefy euro, sugerujących możliwość złagodzenia stanowiska Europejskiego Banku Centralnego, a być może także skutek rosnącej awersji do ryzyka, wywołanej zapowiedzią ogłoszenia przez Donalda Trumpa „celnych" posunięć, wymierzonych przeciw Chinom. Zdecydowanie wbrew tradycyjnym schematom potoczyły się także wydarzenia na rynku długu. Rentowność dziesięcioletnich amerykańskich obligacji skarbowych w środę jedynie na moment wystrzeliła powyżej 2,9 proc., kończąc dzień w okolicach 2,88 proc., a w czwartek chwilami zbliżała się do 2,8 proc. W każdym razie nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miały się spełnić obawy związane z ewentualnym przekroczeniem przez rentowność dziesięciolatek poziomu 3 proc.
Nietypowo toczył się w środę handel na Wall Street. Choć łagodniejsze zapowiedzi dotyczące polityki pieniężnej, wspierane spadkiem rentowności obligacji, powinny zdecydowanie sprzyjać bykom, sesja zakończyła się niewielkimi spadkami indeksów. Na rynku akcji czuć było niepokój dotyczący zapowiedzi ogłoszenia „chińskiego pakietu", mającego zapobiec kradzieży amerykańskiej myśli technologicznej oraz doprowadzić do zmniejszenia deficytu w handlu między USA a Chinami. W czwartek przeczucie to potwierdziło się w całej pełni. Co więcej, Donald Trump podwyższył skalę sankcji handlowych z zapowiadanych wcześniej 50 mld do 60 mld dolarów, co dla amerykańskich inwestorów mogło być dodatkowo złym sygnałem, świadczącym o możliwej eskalacji nieuchronnego konfliktu. Dow Jones poszedł w dół o ponad 2,9 proc., zbliżając się do poziomu dołka ustanowionego po tąpnięciu z pierwszych dni lutego. S&P500 stracił 2,5 proc., zatrzymując się w bezpiecznej odległości od lutowego minimum, choć pojęcie „bezpieczeństwo" jest w tym przypadku bardzo względne. Obraz rynku jest fatalny, podobnie jak jego perspektywy, w oczekiwaniu na chińską odpowiedź, która nieuchronnie pojawi się w niedługim czasie.