Nie ma żadnych wątpliwości, że amerykańskie akcje zdecydowanie wygrywają w ostatnich latach z innymi rynkami, jeśli chodzi o stopy zwrotu. Z czego to wynika? Prześledźmy kilka najistotniejszych kwestii.
Według jednej z teorii główną siłą napędową dla Wall Street jest systematyczny wzrost zysków spółek. Faktycznie, jeśli spojrzeć na wyniki raportowane przez korporacje, to widoczny jest jednoznaczny trend zwyżkowy. A zyski są z kolei wyraźnie skorelowane z poziomami S&P 500. Entuzjaści argumentują, że amerykańskie firmy są globalnymi liderami w wielu branżach, z technologiczną czy e-commerce na czele.
Ale sceptycy też mają w zanadrzu swoje argumenty. Według nich księgowymi zyskami dość łatwo manipulować. Twierdzą też, że o ile rezultaty raportowane przez Wall Street w ostatnich kilku latach rosną, o tyle zagregowane zyski firm w całej gospodarce według danych statystycznych stoją w miejscu.
O ile zatem wiązanie wyjątkowej relatywnej siły Wall Street w ostatnich latach ze wzrostem zysków spółek jest, jak widać, kwestią budzącą kontrowersje, o tyle nie oznacza to, że nie istnieje alternatywne wytłumaczenie dla tej siły. Jest nim struktura popytu na amerykańskie akcje.
W tej kwestii natrafiliśmy na ciekawe opracowanie Goldman Sachs (GS), w którym – na podstawie kwartalnego raportu statystycznego Fedu (tzw. Z.1) – popyt na walory został podzielony na różne kategorie. Od razu narzuca się prosty wniosek: największym i najbardziej stabilnym źródłem popytu netto są... korporacje.