Hossa (na razie) odporna na wszystko

Miesiąc pod tym, gdy kursy wielu technologicznych i wzrostowych spółek padły pod naporem gwałtownie rosnącej rentowności obligacji, indeks Nasdaq zdołał ustanowić nowy rekord.

Publikacja: 18.04.2021 13:32

Foto: GG Parkiet

 

Nie był to może wielki wyczyn w porównaniu z dokonaniami szerokiego rynku na Wall Street, czy w Niemczech, gdzie podczas co drugiej sesji główne indeksy pobijały historyczne szczyty, ale i tak można to uznać za imponujący pokaz siły giełdowej hossy. Hossy, której na razie nic nie jest w stanie zatrzymać, a która stała się bardziej demokratyczna niż w ubiegłym roku. Hossy, którą owładnął łatwo mutujący i rozprzestrzeniający się wirus spekulacji. Hossy, w której łatwo rodzą się nowe gwiazdy, choć mogą też szybko gasnąć.

Wirus ucieka z Ameryki

Siła amerykańskiego rynku akcji nie powinna budzić zdziwienia, biorąc pod uwagę tempo szczepień w USA oraz stabilizację nowych pacjentów zarażonych koronawirusem na poziomie niższym niż na początku stycznia. W wielu stanach znosi się restrykcje lub całkowicie otwiera gospodarkę, przywracając życie społeczne do normalności, o czym świadczy wypełniony po brzegi stadion Texas Rangers czy pełne gości restauracje i puby na Florydzie. Amerykanie coraz więcej latają (choć raczej wewnątrz kraju), częściej korzystają z hoteli i rezerwują miejsca w restauracjach na skalę niewidzianą od początku pandemii. Dane gospodarcze wskazują, że obok trwającego od dłuższego czasu ożywienia w przemyśle, marzec przyniósł znaczącą poprawę w (najbardziej dotkniętym restrykcjami) sektorze usług (wykres 1). Reprezentujący je wskaźnik ISM Services wystrzelił właśnie do poziomu niewidzianego od dekad, a zatrudnienie wyraźnie przyspieszyło, szczególnie w branży turystyki i wypoczynku.

O ile siłę rynku akcji w USA uzasadnia postęp w walce z pandemią, o tyle zachowanie europejskich parkietów jest zaskakujące. Szczególnie giełdy w Paryżu i we Frankfurcie wydają się odporne na wszelkie negatywne dane napływające z frontu walki z pandemią. Nie dość, że cała Unia Europejska jest daleko za USA i Wielką Brytanią w programie szczepień, to jeszcze wyraźnie nie daje sobie rady z trzecią falą koronawirusa, która opanowała środkowo-wschodnią oraz południową część kontynentu. Ponieważ trudno jest zakładać, że Polacy, Serbowie czy Grecy albo Niemcy i Holendrzy jednocześnie pod koniec lutego przestali przestrzegać zaleceń, wydaje się, że głównym powodem ostatniej fali zachorowań jest sezonowa łatwość zapadania na wirusowe choroby układu oddechowego.

Taka interpretacja skłaniałaby do optymistycznego spojrzenia na najbliższe tygodnie, w których to liczba przypadków Covid-19 powinna wyraźnie spadać w całej Europie. Z drugiej strony rodzi obawę, że za pół roku problem powróci, wraz z kolejnym sezonem grypowym. Chris Whitty, naczelny lekarz Wielkiej Brytanii, która ustępuje jedynie Izraelowi w tempie szczepień, stwierdził ostatnio, że Londyn będzie dążył do zaprzestania stosowania polityki lockdownu jako metody walki z koronawirusem i zacznie traktować Covid-19 jak sezonową grypę (ta w ostrym sezonie odpowiada ona nawet za 25 tys. zgonów wśród Brytyjczyków). Teoretycznie, przykład płynący z Izraela oraz z Wielkiej Brytanii, w których to krajach liczba zakażonych systematycznie spada, może świadczyć o tym, że szybsze tempo szczepień uchroniłoby kontynentalną Europę przed trzecią falą pandemii. Moim zdaniem jednak nie jest to takie pewne. Wystarczy spojrzeć na podobnie wyglądające i spadające od stycznia krzywe zachorowań w Irlandii Północnej (54 zaszczepionych na 100 osób) oraz w Irlandii (22 zaszczepionych na 100, czyli nieco mniej niż w Niemczech).

Różne poziomy pandemii

Dziwnym trafem trzeciej fali pandemii nie ma nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także w Portugalii, w której skala szczepień nie odbiega od europejskiej średniej. Brak jednoznacznej zależności pomiędzy poziomem szczepień a skalą zakażeń widoczna jest także w USA, gdzie stany z najniższym odsetkiem zaszczepionych (Teksas czy Alabama) mogą pochwalić się wyraźnie spadającą liczbą chorych, w przeciwieństwie do stanów Nowy York czy New Jersey. Nawet doktor Anthony Fauci (uznawany za jednego z najwybitniejszych na świecie ekspertów w dziedzinie chorób zakaźnych) stwierdził, że nie jest pewien, jak to się stało, że całkowicie otwartego od 10 marca Teksasu nie zalała do tej pory fala nowych przypadków Covid-19.

Niestety, w Europie, a szczególnie w Polsce i w Niemczech, sytuacja pandemiczna wygląda odmiennie. Surowe restrykcje są przedłużane, usługi pozostają zamknięte, a w Berlinie przeforsowano właśnie możliwość wprowadzenia godziny policyjnej. Pomimo takich przeciwności losu, europejskie indeksy akcji, z niemieckim DAX na czele, należą do liderów tegorocznej globalnej hossy. Nawet marcowa decyzja niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego skutkująca wstrzymaniem ratyfikacji długo negocjowanego i jakże oczekiwanego europejskiego Funduszu Odbudowy, nie była w stanie zachwiać giełdami na Starym Kontynencie. Najwyraźniej dla inwestorów z różnych zakątków świata i tak najważniejszym punktem odniesienia są dotychczasowe dokonania monetarne oraz fiskalne, a także zapowiedzi gigantycznych programów infrastrukturalnych w USA. Z tej perspektywy trudno przecenić rolę szybkiego wprowadzenia w życie przez administrację Joe Bidena Amerykańskiego Programu Ratunkowego o wartości 1,9 biliona dolarów, dzięki któremu w ostatnich kilku tygodniach rachunki bankowe większości gospodarstw domowych w USA zostały zasilone kwotą kilku tysięcy dolarów. Tym bardziej że jeszcze w styczniu Amerykanie otrzymali podobny, choć nieco skromniejszy prezent od administracji Donalda Trumpa.

Tak jak w przypadku pierwszego pakietu stymulacyjnego z marca ubiegłego roku, część pieniędzy zostanie lub została już wykorzystana do zmniejszenia zadłużenia. Zgodnie jednak z sondażowymi deklaracjami wielu Amerykanów, istotna część zasili giełdową spekulację, która od miesięcy zatacza coraz szersze kręgi, wciągając nowych graczy. Szacuje się, że co trzeci dolar może trafić na giełdę. Wielu tzw. milenialsów, szczególnie tych, którzy z rynkami zetknęli się po raz pierwszy w okresie pandemii, jest skłonnych w ten sposób zaryzykować niemal połowę środków z państwowej pomocy. To właśnie ci inwestorzy wiosną ubiegłego roku zostali uwiedzeni tweetami internetowego celebryty Davida Portnoya, a w styczniu wraz z liczącą już ponad 6 milionów grupą korzystających z platformy Reddit rzucili wyzwanie rekinom z Wall Street.

Rynkowe zamieszania

W ostatnich kilku miesiącach wirus spekulacji zdołał przenieść się na jeszcze młodsze pokolenie – generację Z. Korzystając z aplikacji TikTok młodzi day traderzy, dzielą się giełdowymi „pewniakami" i pokazują, jak w ciągu roku, inwestując kilkaset dolarów z państwowego czeku, zostać milionerem. Na początku marca ruszył nawet fundusz typu ETF (BUZZ US), zbierając w ciągu miesiąca ponad 350 mln dolarów na inwestycje w spółki najczęściej pojawiające się na tego typu internetowych forach. Trudno chyba o bardziej wymowny objaw spekulacyjnej gorączki, jaka zapanowała na Wall Street w tym roku.

Jej kolejnym przejawem był sukces najnowszego dziecka z licznej rodziny funduszy zarządzanych przez (należącą do Cathie Wood) firmę ARK Invest. Łączne aktywa funduszy inwestujących w przełomowe innowacje mające zmienić oblicze internetu, transportu, medycyny czy finansów, które stały się ikoną pandemicznej fali technologicznej hossy, wzrosły przez ostatnie półtora roku z 3 do ponad 52 mld dol. Nowy fundusz, mający tym razem dać inwestorom szansę na uczestniczenie w eksploracji kosmosu, zdołał pozyskać w ciągu zaledwie pięciu dni od debiutu (30 marca) ponad 500 mln dolarów. Nie przeszkodził temu fakt, że flagowy produkt – ARK Innowacji – zaliczył niemal 30-proc. spadek w ciągu poprzednich kilku tygodni, podczas technologicznej „rzezi" towarzyszącej gwałtownemu wzrostowi rentowności obligacji (wykres 2). Co zaskakujące i niespotykane w normalnych czasach, liczba tytułów uczestnictwa tego działającego od 2014 roku funduszu jest dziś wyższa niż w przed rozpoczęciem korekty. Jakby nikt się jej nie przestraszył.

Rynkowe turbulencje nie ominęły ostatnio także rozgrzanego do czerwoności rynku pierwotnego, a szczególnie inwestycyjnego objawienia poprzednich 12 miesięcy, czyli specjalnych wehikułów służących do przejmowania prywatnych firm (SPAC). Szukający okazji w IPO inwestorzy musieli ostatnio pogodzić się z niemal 30-proc. stratą podczas debiutu uznawanej za technologiczną, a zajmującą się dowozem jedzenia, spółki Deliveroo. Był to jednocześnie największy od dekady i najsłabszy w historii debiut na londyńskiej giełdzie. W przypadku SPAC, szok inwestorów wywołała znacznie niższa od oczekiwań wycena przejmowanej przez wehikuł CCIV firmy Lucid Motors mającej stać się konkurencją dla Tesli. Przepołowienie się notowań przejmującej spółki, która zdążyła od stycznia do połowy lutego wzrosnąć sześciokrotnie, miało prawo otrzeźwić wielu zwolenników kupowania przysłowiowego kota w worku.

Żadne z tych wydarzeń nie było jednak w stanie zatrzymać hossy na Wall Street i zepsuć rynkowych nastrojów (wykres 3). Nawet wymuszona likwidacja potężnie zlewarowanego funduszu Archegos, skutkująca miliardowymi stratami kilku czołowych banków inwestycyjnych świata oraz wyprzedażą akcji wartych ok. 50 mld dol., nie wywołała większego zamieszania na giełdach. Tegoroczna hossa zyskała niezwykłą odporność na wszelkie negatywne informacje. Być może dlatego, że inwestorzy nie otrzymali żadnego ostrzegawczego sygnału ze strony aktywów, które stały się głównym przedmiotem spekulacji ostatnich miesięcy, czyli rynku kryptowalut. Wręcz przeciwnie, Bitcoin i Ether wciąż biją rekordy, a korekty są tak płytkie i krótkie, że nie są w stanie zachwiać pewności siebie entuzjastów kryptowalut. Kapitalizacja promowanego przez Elona Muska dogecoina przekroczyła właśnie 16 mld dolarów (10. miejsce w rankingu), choć jeszcze w Wigilię ledwo przekraczała 100 mln dol. Sam Musk, który od miesiąca jest technokrólem w Tesli, stwierdził ostatnio, że jeśli stanie się bohaterem jakiegoś skandalu, to powinno się go określać jako elongate. Już następnego dnia (26 marca) powstała kryptowaluta o takiej nazwie, której kapitalizacja po dwóch tygodniach osiągnęła niemal 300 mln dol. Nieźle jak na parodię jednego tweeta. Zresztą o ukrytej wartości, jaka tkwi w kilku słowach znanej osoby na Twitterze mogliśmy się przekonać parę dni wcześniej, gdy pierwszy tweet Jacka Dorseya (założyciela Twittera) został sprzedany za 2,9 mln dol. w formie najnowszej zabawki blockchainowej rewolucji, tokenu NFT. Kryptowaluty udowodniają, że pieniądze jednak „leżą na ulicy", z czego skwapliwie korzystają młodzi inwestorzy, zarażając powoli swym entuzjazmem starsze pokolenia. Choć bijące rekordy indeksy akcji oraz nowe szczyty na bitcoinie nie pozwalają wątpić w trwającą wciąż hossę, to jednak zaczyna ona przybierać coraz bardziej spekulacyjną postać.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?