Ten czysto techniczny zabieg, który nie wpływa w żaden sposób na fundamentalną wartość spółki, może mieć przełożenie na zachowanie kursu. Obniżenie ceny nominalnej sprawia, że papiery wydają się bardziej dostępne dla inwestorów indywidualnych. – Przykładem może być spółka LPP, której kurs wzrósł od debiutu z 48 zł do ponad 16 tys. zł, bez przeprowadzenia splitu, co ograniczało jej dostępność dla inwestorów detalicznych. W odróżnieniu od tego przypadku, PZU w 2015 roku oraz nieco później AmRest przeprowadziły podział akcji w stosunku 1:10, obniżając cenę jednostkową z ponad 400 zł do kilkudziesięciu złotych. Podobnie postąpiła spółka Dino Polska, przeprowadzając split przy kursie przekraczającym 500 zł, by przeciwdziałać postrzeganiu swoich akcji jako „zbyt drogich” – wskazuje. W teorii powinno to przełożyć się na większy popyt. Takie przeświadczenie wśród inwestorów powoduje, że już przed podziałem akcji można zaobserwować pozytywny efekt w postaci wzrostu ceny, co, zdaniem ekspertów, wiąże się ze wzrostem oczekiwań co do poprawy płynności spółki i przyciągnięcia dodatkowego kapitału od nowych grup inwestorów. Do tego można dodać aspekt czysto psychologiczny. Część inwestorów może wyjść z założenia, że spółka decydując się na podział akcji jest przekonana, że jej walory nadal będą drożały, co na ogół rzeczywiście ma miejsce. – Sama zapowiedź splitu generuje zainteresowanie spółką ze strony mediów, analityków i inwestorów. Może to przyciągnąć także spekulantów liczących na krótkoterminowy zysk, co zwiększa obroty i niekiedy powoduje wzrost kursu. Split często postrzegany jest jako pozytywny sygnał rynkowy, sugerujący, że spółka znajduje się w fazie dynamicznego rozwoju – wyjaśnia ekspert.
W długim terminie pozytywny efekt splitu może być zaburzony wieloma innymi czynnikami wpływającymi na popyt. Zadania nie ułatwia fakt, że na podział akcji decydują się spółki, których notowania są w długoterminowym trendzie wzrostowym, więc kontynuacja ruchu w górę po przeprowadzeniu podziału akcji jest zjawiskiem oczekiwanym. – Split akcji zgodnie z elementarną logiką powinien poprawić płynność, zwłaszcza w przypadku akcji o wysokiej wartości nominalnej. Ten efekt był zresztą często badany. Wyniki nie są jednak zupełnie jednoznaczne. W pewnym proc. przypadków nie zaobserwowano poprawy płynności. Problemem może być chociażby wyizolowanie efektu splitu od innych czynników wpływających na notowania. Udział w obrotach drobnych inwestorów, dla których wartość nominalna trzy- czy czterocyfrowa jest wyzwaniem też nie jest istotny – wskazuje Seweryn Masalski, zarządzający funduszami w MM Prime TFI.
Czytaj więcej
Split może zwiększyć płynność akcji, ale wpływu na ich wartość fundamentalną – czyli wycenę spółki – nie ma. Czas pokaże jak po podziale radzić będą sobie walory Dino, które od czasu IPO podrożały o niemal 1400 proc. Splity planują też Comp, Neptis czy Inside Park.
Łatwo zauważyć, że splity akcji mają miejsce z reguły po silnym, długotrwałym wzroście notowań, czego najlepszym potwierdzeniem jest Dino, którego akcje od debiutu w kwietniu 2017 roku zyskały niemal 15-krotnie. Jak zauważa Tomasz Hońdo, analityk z Quercusa TFI, w przypadku Dino będziemy mieli do czynienia z pierwszym od dekady splitem akcji tak dużej spółki na GPW. Jednocześnie wskazuje, że split dużej spółki historycznie był zwykle symptomem dojrzałej fazy hossy. – Najbardziej klasycznym tego przykładem były lata 2006-07, kiedy doszło dosłownie do wysypu podziałów akcji, który od tamtej pory już nigdy nie pojawił się w takiej mnogości na GPW. Największa liczba splitów skoncentrowała się w okolicy szczytu hossy w 2007 r. (ale na pocieszenie trzeba też dodać, że pierwsze kilka splitów dużych spółek nie zwiastowało od razu końca tamtej hossy) – wyjaśnia ekspert.