W kategorii ciekawostek z II połowy miesiąca warto zwrócić uwagę, że w tygodniach kończących się 17 oraz 24 czerwca bilans Rezerwy Federalnej kurczył się o odpowiednio 74 mld oraz 12 mld USD za sprawą redukcji repo i swapów płynnościowych, ale zdecydowanie najważniejszą przyczyną tej relatywnej słabości wydaje się rozpoczęcie drugiej fali epidemii w USA.

Od początku miesiąca liczba aktywnych przypadków koronawirusa wzrosła z 1,13 mln do 1,44 mln, a świeże rekordy w Kalifornii, Teksasie i na Florydzie sprawiają, że majowe doskonałe dane z amerykańskiej gospodarki tracą na znaczeniu – już w tej chwili wydaje się niemal pewne, że powrót do „nowej normalności" w znacznej części USA może się wyraźnie opóźnić, a w kilku stanach rozważany jest powrót do ograniczeń z kwietnia i maja. Wprawdzie cała sytuacja na razie nie przynosi skutków poważniejszych niż krótkie, jedno- lub dwusesyjne korekty, a przewidywanie terminu poważniejszej przeceny na rynku kontrolowanym przez Fed wydaje się loterią, ale już w tym momencie warto zwrócić uwagę na jeden ważny w średnim terminie skutek.

Gwałtowny wzrost zachorowań w tym momencie i jego struktura geograficzna mogą się okazać punktem zwrotnym w staraniach Trumpa o reelekcję. Niezależnie od kolejnych gaf Joe Bidena, który stwierdził ostatnio m.in., że na wirusa zmarło 120 mln Amerykanów, jego sondażowa przewaga nad prezydentem po raz pierwszy od lutego osiągnęła poziom dwucyfrowy. Przyjęta przez Trumpa polityka walki z pandemią to seria spektakularnych porażek, uderzających w jego bazę w kluczowych z perspektywy wyborów stanach. Nie chodzi już nawet o to, że demokraci mają olbrzymie szanse, by odzyskać Pensylwanię, Michigan i Wisconsin, które zadecydowały o klęsce Hillary Clinton. Ostatnie wydarzenia przyniosły Bidenowi 6–9-proc. przewagę w silnie dotkniętych koronawirusem Florydzie, Arizonie i Północnej Karolinie, głosujących zazwyczaj na republikanów. Implikowana z obecnych sondaży przewaga kandydata demokratów w Kolegium Elektorów to 335 do 203 głosów. Do wyborów pozostały cztery miesiące, a były wiceprezydent nie ma obecnie powodu, by przypominać swoje postulaty gospodarcze. Jednak nawet mimo jego umiarkowania na tle partyjnych kontrkandydatów zawierały one m.in. podwyżki podatków od zysków kapitałowych i dywidend, 28-proc. CIT dla dużych przedsiębiorstw (obecnie 21 proc.), 21 proc. podatku dochodowego od zysków zagranicznych spółek córek amerykańskich firm, a przede wszystkim 15 proc. podatku od dochodów księgowych spółek o zysku netto powyżej 100 mln USD. Na jakimś etapie Wall Street będzie musiała zdyskontować ryzyko wprowadzenia przynajmniej części tych propozycji. ¶