Złoto dosyć zaskakująco zareagowało na kolejny konflikt na Bliskim Wschodzie, ponieważ chociaż powinno było pójść ostro w górę, to w ubiegłym tygodniu uległo silnej korekcie.
W perspektywie tygodnia cofnięcie cen faktycznie miało miejsce, ale musimy pamiętać że złoto swój dotychczasowy szczyt na poziomie 3,5 tys. dol. za uncję wyznaczyło już w kwietniu. I od kwietnia poruszamy się w ruchu bocznym, 300–400 dol. od szczytu. Poza tym odkąd w ciągu ostatniego roku złoto tak mocno zdrożało, te wartości wyrażone w dolarze mają już inne znaczenie, gdy przełożymy je na procentowe zmiany: czym innym jest 150 dol. przy cenie 2 tys., a czym innym przy ponad 3 tys. dol. Ale widzę też sygnały, zapowiadające możliwość nieco większej korekty na złocie.
Jaki wpływ ma konflikt Izraela, Iranu i USA na ceny złota?
Izrael i Iran deklarowały już z wyprzedzeniem, co zamierzają zrobić, ale mimo wszystko pierwszy atak Izraela na Iran faktycznie miał znamiona zaskoczenia, zwłaszcza że toczyły się w międzyczasie rozmowy USA–Iran. I tutaj Izrael wyszedł niejako przed szereg i samodzielnie to zainicjował. Natomiast dalsze odpowiedzi Iranu, nalot amerykański na Iran i później atak Iranu na Amerykanów – te posunięcia były ewidentnie sygnalizowane. To było widać nawet na mapach, pokazywano, jak przemieszczały się samoloty wojskowe, więc nie było mowy o absolutnie żadnym zaskoczenium i zresztą nie brakuje też głosów, że była to nieco „pokazówka”, bo wiele osób podaje w wątpliwość skuteczność wydarzeń w Iranie i czy faktycznie doszło do zniszczenia tych instytucji nuklearnych. Z kolei odpowiedź Iranu w stronę baz amerykańskich też jest pod znakiem zapytania, tylko jedna rakieta została przepuszczona i nie wyrządziła większych szkód. Inwestorzy widzieli więc już, że istnieje ewidentnie chęć niezaogniania tego konfliktu, zarówno ze strony i Iranu, jak i Stanów Zjednoczonych.
Powiedział pan, że jest tutaj potencjał na większą korektę jeszcze na złocie, jak można interpretować te sygnały?
Myślę, że może warto się jeszcze chwilę z ewentualnymi zakupami złota wstrzymać, bo ta korekta ma prawo się nieco bardziej rozbudować w cenie i w czasie. Od początku roku złoto wzrosło 25 proc. rok do roku, to jest ponad 40 proc. Średnioroczna stopa zwrotu z ostatnich 25 lat dla złota to około 9 proc. Więc jeżeli mamy jeszcze +25 proc., już po korekcie, to ewidentnie od tej średniej odchyliliśmy się bardzo na plus. Oczywiście zmieniły się warunki względem poprzednich lat, bo ewidentnie przeszliśmy, zwłaszcza po covidzie i po wojnie w Ukrainie, raczej do środowiska zdecydowanie podwyższonej inflacji, natomiast oczywiście 25 proc. na plusie to sporo, więc przestrzeni na korektę nieco jest i z tym się trzeba liczyć. Może się okazać, że jeszcze trochę te ceny spadną, zwłaszcza wyrażone w dolarze.
Jakie jest ryzyko stagnacji dla złota?
Trzeba dotknąć długoterminowe czynniki, które mogą wpływać na złoto. W gruzach legły plany zbalansowania amerykańskiego budżetu. Elon Musk z powołanym do tego Departamentem Doge miał się zająć ścinaniem wydatków rządowych, ale z pierwotnych zapowiedzi 2 mld dol. oszczędności skończyło się to raptem na 150 mln dol., więc w zasadzie udało mu się zrealizować niecałe 10 proc. pierwotnych zapowiedzi. Został już zaakceptowany Big Beautiful Bill proponowany przez Donalda Trumpa, który może dodać w kolejnych 10 latach od 2,5 do 3,3 bln dol. deficytu. Dlatego sytuacja fiskalna USA ewidentnie będzie sprzyjała temu, że siła nabywcza dolara będzie spadać. Ze strony sytuacji fiskalnej możemy się spodziewać ewidentnie impulsów inflacyjnych w USA i dołożyłbym jeszcze do tego całą sagę kontaktów Trumpa z Jerome’em Powellem, szefem Rezerwy Federalnej. Trump wyraźnie chciałby, aby Powell obniżał stopy procentowe, co mogłoby pobudzić też wzrost gospodarczy, natomiast Jerome Powell widzi te zagrożenia inflacyjne– najpierw były to cła, teraz jest perspektywa zwiększenia deficytu budżetowego. Kadencja Jerome’a Powella trwa do maja przyszłego roku, na giełdzie nazwisk na przyszłego szefa Fedu są osoby, które będą skłonne do realizowania polityki Trumpa. Do ekspansji fiskalnej dołączyłaby mniej odpowiedzialna polityka monetarna, czyli stopy byłyby cięte łatwiej, w zasadzie na polecenie prezydenta. To grozi już przyspieszeniem erozji siły nabywczej dolara.