Czwartek należał do złotego. Mimo, że warunki zewnętrzne nie były jakoś wyjątkowo sprzyjające, to nasza waluta prezentowała się wyjątkowo mocno. Szukają uzasadnienia tego ruch trzeba wzrok skierować w stronę prezesa NBP Adama Glapińskiego.
O ile bowiem w pierwszej części dnia złoty notował niewielkie zmiany, co było pokłosiem niewielkiego ruchu na globalnym rynku walutowym i niewielkich wahań dolara, tak w drugiej części sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Złoty zaczął wyraźnie zyskiwać wobec głównych walut. O 0,5 proc. umacniał się wobec euro i wycena wspólnej waluty po południu zjechała w okolice 4,31 zł. W stosunku do dolara złoty zyskiwał z kolei 0,4 proc. i ten był wyceniany na 4,01 zł. O 0,5 proc. taniał także frank szwajcarski za którego płacono 4,58 zł. Co takiego wydarzyło się w drugiej części dnia?
Brak obniżek wspiera złotego
Swoje pięć minut miał Adam Glapiński, prezes NBP. W środę RPP zostawiając stopy procentowe na niezmienionym poziomie co prawda nie wpłynęła znacząco na rynek, ale czwartkowe wydarzenia pokazują, jak wielka jest moc słów prezesa. Ten powiedział, że m.in., że silny złoty pomaga w walce z inflacją, ale co ważniejsze wskazał także, że w tym roku może już nie dojść do obniżek stóp procentowych.
Na razie więc argumenty są po stronie naszej waluty. Jak widać jastrzębia postawa RPP zdołała przykryć kolejny dzień z silnym dolarem oraz pogorszeniem nastrojów na warszawskiej giełdzie. Na razie więc widmo jakiejś głębszej przeceny złotego można włożyć między bajki.