Z drugiej strony indeks PMI wciąż wskazuje na dalsze pogorszenie sytuacji i uzasadnia ostatnie rozczarowanie twardymi danymi gospodarczymi dotyczącymi produkcji przemysłowej czy sprzedaży detalicznej. Na rynkach trwa jednak umiarkowana euforia związana z powrotem wyceny otwierania chińskiej gospodarki.
Pierwsze dane PMI, które poznaliśmy dzisiaj dotyczyły właśnie drugiej największej gospodarki na świecie, czyli Chin. Tam obserwujemy potężną zmianę jeśli chodzi o oczekiwania przedsiębiorców co do przyszłości. Indeks PMI dla przemysłu wypada na poziomie 52,6 punktów przy oczekiwaniu 50,5 oraz przy poprzednim poziomie 50,1 punktów. To znaczna poprawa, a trzeba pamiętać, że Chiny stoją przemysłem, a nie tak jak w większości krajów rozwiniętych usługami. Z drugiej strony w usługach w Chinach dzieje się jeszcze lepiej. Tam duzi przedsiębiorcy ocenili nastroje na poziomie 56,3 przy oczekiwaniu 55 oraz przy poprzednim poziomie 54,4 punktów. Chiny otwierają się na zagranicznych inwestorów, chcąc dokonać kolejnego skoku gospodarczego, choć z drugiej strony trajektoria gospodarki wciąż wygląda spadkowo. Właśnie dlatego cały świat nie powinien bazować tylko i wyłącznie na nadziei ożywienia w Chinach, a budować również podstawy wzrostu u siebie. Co więcej, wciąż nierozwiązane zostają napięcia pomiędzy Chinami, a Stanami Zjednoczonymi, dlatego niepewność ta może również wpływać negatywnie na próbę ożywienia w Europie.
W Europie z kolei sytuacja wygląda bardzo mieszanie. Solidne odczyty z Hiszpanii i Włoch powyżej 50 punktów, natomiast gorsze odczyty we Francji i Niemczech, gdzie indeksy przemysłowe pozostają poniżej granicy ekspansji. Przy tym wszystkim Polska wygląda zastanawiająco. Z jednej strony znaczna poprawa, gdyż odczyt PMI wyniósł 48,5 punktów przy oczekiwaniu 48,0 oraz przy poprzednim poziomie 47,5 punktów. Od września obserwujemy niemal nieprzerwaną poprawę, choć sam indeks wciąż pokazuje na spowolnienie i uzasadnia ostatnie słabe odczyty twardych danych dotyczących produkcji przemysłowej czy sprzedaży detalicznej.
Niemniej złoty zachowuje się wyraźnie lepiej. EURPLN powrócił z dalekiej podróży na północ i ponownie zawitał do okolic 4,70. Oczywiście kluczowym czynnikiem dla polskiej gospodarki byłoby odblokowanie środków z KPO o czym ponownie rząd dosyć głośno dyskutuje. Z drugiej strony, takie rozmowy toczą się od dawna i wciąż nie widać światełka w tunelu. Tak czy inaczej złoty wydawał się być aż nadto wyprzedany w porównaniu do korony czeskiej czy węgierskiego forinta i teraz znacząco poprawia swoją pozycję. Jeśli dojdzie również do osłabienia dolara, wtedy możemy zauważyć dalszy rajd walut naszego regionu.
Nieco po 10 za dolara musieliśmy płacić 4,4095 zł, za euro 4,6948 zł, za franka 4,7016 zł, za funta 5,3269 zł.