Czy w związku z pogarszającym się klimatem do prowadzenia biznesu po południowej stronie granicy Orlen planuje wycofać się z rynku czeskiego?

W tej chwili nie rozważamy takiego scenariusza. Mówimy natomiast głośno o problemach, które napotykamy w Czechach. Są one związane zarówno z sytuacją makroekonomiczną jak też niekorzystnym otoczeniem biznesowym, w którym działamy. Jeśli chodzi o pierwszy czynnik, to biznes rafineryjny jest dziś coraz mniej atrakcyjny. W ubiegłym roku marża rafineryjna osiągnęła średni poziom 2,1 USD za baryłkę, czyli najniższy od 7 lat. W trzecim kwartale bieżącego roku przejściowo była dość wysoka, ale w czwartym zaczęła znowu spadać. W Europie mamy do czynienia z nadwyżkami mocy produkcyjnych. Wystarczy powiedzieć, że od 2009 r. zlikwidowano na naszym kontynencie prawie 1/5 mocy produkcyjnych, tj. 2,5 mln baryłek ropy dziennie. Aby powrócić do optymalnego wykorzystania mocy, które mieliśmy w latach 2006 -2008, trzeba byłoby zamknąć produkcję kolejnych 2,3 mln baryłek ropy dziennie. Dla porównania Orlen przerabia dziennie 300 tys. baryłek.

Drugi czynnik wiąże się z otwartym już konfliktem z państwowymi firmami Mero i Cepro w związku z zawyżanymi - według was - kosztami przesyłu...

Dziś warunki do prowadzenia biznesu dla PKN są dużo lepsze w Polsce niż w Czechach zarówno pod względem relacji ze spółkami logistycznymi świadczącymi usługi na rzecz naszej spółki, ale też w zakresie bezpieczeństwa dostaw. W Czechach działalność utrudniają nam dwie rzeczy, które sprawiają, że od dwóch lat Unipetrol przynosi straty. Z jednej strony jest to gigantyczna szara strefa, sięgająca nawet 15-20 proc. obrotu paliwami, która – według naszych szacunków - uszczupla wpływy do tamtejszego budżetu o 8 mld koron rocznie. Z drugiej zaś strony podczas gdy czeskie rafinerie Orlenu są nierentowne, państwowe firmy Mero i Cepro odnotowują gigantyczną dynamikę wzrostu wyników. Przychody Cepro od 2009 do 2011 wzrastały o 25 proc. rocznie, a zysk operacyjny w latach 2007-2011 zwiększał się średnio o 20 proc. rocznie. Natomiast Mero utrzymuje marże netto na poziomie 17-20 proc. Czyli nie dość, że szara strefa w Czechach jest znacząco większa niż u nas, to jeszcze jesteśmy „wyciskani" przez państwowe spółki. Płacone przez nas stawki za przesył ropy przekraczają 2,5 - 3-krotnie średnią europejską. Dlatego zwróciliśmy się ze skargą do czeskiego urzędu antymonopolowego, ale ten oddalił nasz wniosek, co ciekawe przedstawiając dokładnie taką samą argumentację, którą wcześniej podczas negocjacji używało MERO. Teraz rozważamy dalsze warianty postępowania.