Enigmatyczne stwierdzenie ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego o możliwości późniejszego wejścia w życie głównych przepisów ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) wprowadziły niepewność na rynku. Chodzi o półroczny poślizg regulacji dotyczących nowego, aukcyjnego systemu wsparcia dla zielonych elektrowni, które miał zacząć obowiązywać od stycznia. Odroczenie Tchórzewski uzasadniał chęcią uniknięcia bankructw w niektórych segmentach OZE. Nie sprecyzował, o które chodzi. Nasze pytania resort energii też pozostawiło bez odpowiedzi.
Podzielone zdania
Zdaniem niektórych przedstawicieli branży chodzi o biogazowni, które i tak mają problemy w obecnym systemie wsparcia. Inni widzą problem szerzej. – Gdyby ustawa weszła w takim kształcie, to trzy czwarte istniejących zielonych mocy wypadłoby z systemu wsparcia – mówił podczas Corporate Banking Congress 2015 Tomasz Podgajniak, prezes Enerco rozwijającej projekty tego typu. Jego zdaniem ze względu na dużą nadpodaż zielonych certyfikatów wspierających dziś produkcję energii z OZE, a w związku z tym ich niską cenę, fala bankructw objęłaby także ok. 30 proc. kręcących się wiatraków.
Ze względu na niepewność regulacyjną wciąż panującą w tym obszarze Enerco już podjęła decyzję o zaprzestaniu budowania wiatraków w systemie aukcyjnym. – Z tych samych względów zastanawiamy się też nad wycofaniem z projektów biogazowych – dodaje Podgajniak.
Zagrożenia nie widzi Polenergia. Zdaniem jej prezesa Zbigniewa Prokopowicza informacje o przesunięciu wejścia w życie niektórych przepisów ustawy o OZE nie będą miały żadnego przełożenia na plany spółki. Nadal zamierza ona wystawić do pierwszej aukcji 280 MW mocy wiatrowych i nie będzie chciała uruchamiać więcej niż wstępnie zaplanowała turbin w systemie zielonych certyfikatów.
Takich planów nie ma też PGE, która do pierwszej aukcji nadal chce zgłosić projekty farm wiatrowych na 90–100 MW. – Spodziewaliśmy się przesunięcia terminu pierwszej aukcji na koniec tego roku, co prawda nie z powodu niejasnych słów polityków, ale ze względu na konieczność notyfikowania przez KE przepisów ustawy (o tym wiadomo od końca października – red) – tłumaczy Prokopowicz.