Nie daj zrobić z siebie jelenia

Niektóre ceny podawane po aukcjach sztuki są nieprawdziwe. Wiedza o rynku procentuje. Kupuj świadomie. Najlepiej po okazyjnych cenach.

Aktualizacja: 15.02.2017 07:14 Publikacja: 21.02.2013 14:33

Kolekcjoner, którego zbiory jako depozyt zdobią Muzeum Narodowe, okazyjnie tanio kupił wybitne dzieł

Kolekcjoner, którego zbiory jako depozyt zdobią Muzeum Narodowe, okazyjnie tanio kupił wybitne dzieło Eugeniusza Markowskiego, ponieważ spadło z licytacji.

Foto: Archiwum

Wyobraźcie sobie, że wchodzicie dziś rano do sklepu spożywczego, a tam torebka cukru kosztuje?np. 950 zł. Wzbudzi to zdziwienie, ponieważ każdy wie, ile w stabilnej sytuacji gospodarczej (bez szalejącej inflacji) może kosztować kilogram cukru.

Inaczej jest z dziełem sztuki. Ten sam obraz np. Wojciecha Kossaka można wystawić za  20?tys. zł i tego samego dnia gdzie indziej równie dobrze za np. 45 tys. zł. Wyższa cena nie wywoła protestów, ponieważ to dzieło sztuki, rzecz tzw. unikatowa. Nikt nie odważy się protestować przeciwko zawyżonej cenie obrazu, aby nie narazić się na zarzut, że jest przysłowiowym burakiem, który nie zna się na sztuce.

Cena obrazu ma podstawowe znaczenie dla inwestora, kolekcjonera i dla miłośnika, który kupuje wyłącznie z miłości do sztuki. Przed zakupem oceniamy, czy żądana cena jest realistyczna. Punktem odniesienia do tych kalkulacji są wcześniejsze transakcje na porównywalne obrazy. Niestety od lat zdarza się, że po aukcjach świadomie podawane są wysokie ceny sprzedaży, choć nie doszło do transakcji. Ceny te wprowadzają w błąd klientów nieznających tajemnic naszego młodego rynku.

Problem niewiarygodnych cen jako pierwszy oficjalnie sformułował Jerzy Stelmach, profesor prawa, a zarazem wybitny kolekcjoner. W 2000 r. udzielił na ten temat wywiadu „Gazecie Antykwarycznej". W ubiegłym roku w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" Jerzy Stelmach potwierdził, że problem nadal jest aktualny. To znaczy domy aukcyjne oficjalnie informują, że obrazy zostały sprzedane za określone, nierzadko rekordowe ceny. Po czym niektóre z tych obrazów od razu oferowane są po cichu potencjalnym nabywcom za zdecydowanie niższe ceny. Czy o tej prawidłowości wiedzą debiutanci na rynku sztuki?

Fikcja goni fikcję

Wielokrotnie pisałem o doraźnych i odległych skutkach prawnych fikcyjnych cen na polskim rynku sztuki. Na Zachodzie problem rozwiązano w prosty sposób. Mówiąc w koniecznym skrócie: po aukcji spisywany jest urzędowy protokół wylicytowanych przedmiotów i to jest podstawa m.in. do wymierzenia podatku.

W domach lub w służbowych gabinetach zamożnych Polaków widuję na półkach trzy tomy „Malarstwa na aukcjach w Polsce" 1990–2004, opracowane przez Sławomira Bołdoka. Autor w „Objaśnieniach" nieśmiało informuje, że nieprawdziwa jest część cytowanych w książkach cen podanych przez domy aukcyjne. Kto czyta „Objaśnienia"? Jaki był sens podawania liczb, skoro czytelnik książek nie wie, które z nich są prawdziwe, a które lipne? Tymi książkami oficjalnie, nierzadko bezkrytycznie, posługują się m.in. biegli sądowi.

Ceny proponowane na krajowym rynku sztuki często zawyżone są także z innych powodów. Sprzedawane w krajowych antykwariatach lub galeriach obrazy przyjęte są w komis. Ich ceny dyktują właściciele, a zdecydowanie częściej dostawcy, którzy zawodowo, choć nieoficjalnie, trudnią się zaopatrywaniem domów aukcyjnych w towar. Nasi antykwariusze skazani są na wysokie ceny żądane przez sprzedawców, ponieważ nie mają kapitału obrotowego na kupowanie towaru do sprzedaży.

Na dojrzałych rynkach antykwariusze zdecydowanie częściej niż u nas kupują obrazy, które zamierzają sprzedać. Co to zmienia? Antykwariusz, ponosząc osobiste ryzyko finansowe, starannie sprawdzi autentyczność, stan zachowania obrazu (obce przemalowania, konserwacje), proweniencję, cechy prawne). Więcej utarguje i będzie bardziej elastyczny przy sprzedaży, aby zbyt długo nie blokować własnego kapitału zamrożonego w towarze.

Mnożę krytyczne oceny naszego niedojrzałego?rynku. Paradoksalnie jednak gorąco zachęcam do kupowania i inwestowania w obrazy. Ale tylko pod warunkiem, że zakup będzie świadomy. Każdy rynek ma swoją specyfikę. Jedynym doradcą od zakupów nie powinien być antykwariusz. On zawsze przekona nas, że najbardziej na inwestycję nadają się te obrazy, które akurat zmagazynował w piwnicy. Handlarz nie może być jedynym kompasem, który wskaże nam drogę.

Odwiecznym problemem naszego rynku jest to, że wbrew prawu, niektórzy antykwariusze nie podają cen na przedmiotach. Gdy pojawi się klient, który ma przy sobie znamiona luksusu (np. kosztowna oprawka do okularów, drogi zegarek, zaparkuje pod oknem BMW-X6), wtedy gwałtownie wzrośnie podana ustnie cena obrazu. Nie daj z siebie zrobić jelenia! Nierzetelni antykwariusze świadomie wykorzystują niewiedzę klientów.

Specyfiką każdego rynku sztuki jest to, że handluje się tam tak naprawdę tylko emocjami. To kwestia emocji, że obrazy np. Jerzego Nowosielskiego są bardziej znane i wyżej cenione od obrazów np. największego polskiego ekspresjonisty Eugeniusza Markowskiego (1912–2007). Gdyby marszand Andrzej Starmach, który wylansował Nowosielskiego, wcześniej pokochał obrazy Markowskiego, to Markowski byłby od lat liderem krajowego rynku polskiej sztuki współczesnej.

Jak sztabka złota

Obraz na inwestycję powinien być jak sztabka złota. Tej ciekawej metafory przed laty użył w wywiadzie dla „Rz" Piotr Dmochowski z Paryża, profesor prawa i kolekcjoner, który jako marszand promował w świecie malarza Zdzisława Beksińskiego.

Rośnie prawdopodobieństwo, że odsprzedamy obraz z zyskiem, gdy ma on urodę, gdy każdemu się spodoba. Liczy się cenione „nazwisko" artysty, jego notowania na rynku i w monografiach historii sztuki. Znaczenie ma fakt, czy dzieło było wystawiane i reprodukowane, naturalnie ważna jest ranga wystaw – Dmochowski zasygnalizował, jakie cechy ma mieć obraz kupowany dla odsprzedaży z zyskiem. Nigdy jednak obraz nie będzie miał tej płynności, co sztabka złota, nie sprzedamy go od ręki.

Można obiektywnie oszacować koszty produkcji kilograma cukru. Jak zobiektywizować wycenę przysłowiowej iskry bożej, czyli talentu malarza? Prof. Jerzy Stelmach we wspomnianym wywiadzie postuluje, aby powstała niezależna  od rynku instytucja czuwająca nad jego przejrzystością. Gdy krajowe ceny będą wiarygodne, wtedy w sztukę, jak na Zachodzie, zaczną inwestować np. banki.

Nie tylko Michalak

Zawsze (!) na naszym rynku zdarzają się wybitne obrazy w okazyjnie niskich cenach, niedocenione przez rynek z przypadkowych powodów. One szczególnie nadają się na na dobrą lokatę lub inwestycję. Mogę podać z ostatnich dwóch lat kilkadziesiąt przykładów okazyjnych, zyskownych zakupów.

Oto przykład może mniej oczywisty. W maju 2011 r. na aukcji w Rempeksie wystawiono za 80 tys. zł muzealnej wartości dzieło Eugeniusza Markowskiego. Obraz „Dedykacja" z 1974 r. (110 na 120 cm) spadł z licytacji. Po aukcji, w wyniku długotrwałego targowania się, obraz kupił wytrawny kolekcjoner, którego zbiory jako stały depozyt wystawia jedno z Muzeów Narodowych. Plotka głosiła, że kupił obraz za około trzy czwarte ceny wywoławczej.

Eugeniusz Markowski to legendarny malarz, o dziwo szerzej nieznany. Dziesięć lat temu kolekcjonerka Grażyna Kulczyk udekorowała swój gabinet najlepszymi obrazami artysty, co widać na zdjęciach w wielkonakładowych czasopismach.

Latem ubiegłego roku inny kolekcjoner kupił na aukcji za bezcen świetne dzieło klasyka współczesności Kazimierza Mikulskiego. Ekonomista, kolekcjoner prof. Andrzej K. Koźmiński okazyjnie tanio kupuje np. dzieła o wielkiej urodzie, ale niesygnowane. Prof. Koźmińskiemu jako koneserowi sztuki zamiast sygnatury wystarczy samo mistrzostwo dzieła wskazujące, że autorem jest określony artysta. Dla Koźmińskiego zyskiem jest codzienne bycie z dobrą sztuką, są przeżycia. Może to jest największy zysk?

Okazyjnie niskie ceny mają niekiedy dzieła artystów, dla których najważniejsze jest samo tworzenie, którzy nie dbają o marketing. Ich obrazy mają wartość niezależnie od mody czy rynkowej spekulacji. Przykładem może być Jan Michalak (ur. 1979), absolwent stołecznej ASP. Stworzył swój własny wyraz, własne zestrojenia barwne, równocześnie rozwija najlepsze tradycje międzywojennego malarstwa. Mieszka we Włoszech, przez to także jest mniej znany w Polsce. Na wystawie w ubiegłym roku obrazy artysty można było kupić już za około 4 tys. zł. Komentowano, że to okazyjna cena.

[email protected]

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?