Choć od lat związany jest z branżą chemiczną, a o jego umiejętnościach menedżerskich analitycy wypowiadają się w samych superlatywach, to i tak powołanie Pawła Jarczewskiego na stanowisko prezesa Grupy Azoty wzbudziło sporo kontrowersji. Wcześniej szefował Zakładom Azotowym Puławy, które zostały w tym roku włączone do tarnowskiej grupy. Proces konsolidacji Puław z Azotami zbiegł się w czasie ze zmianami kadrowymi w resorcie skarbu, który jest największym akcjonariuszem tarnowskiej spółki. Ministerialną tekę stracił Mikołaj Budzanowski, ustępując miejsca Włodzimierzowi Karpińskiemu – posłowi z Puław. Tuż po tym doszło do nominacji Jarczewskiego na prezesa Azotów. Od razu pojawiły się komentarze, że wpływ na tę decyzję miały „koleżeńskie" relacje między Karpińskim i Jarczewskim.
W odpowiedzi padły stwierdzenia, że decyzja zapadła jeszcze za rządów Budzanowskiego. Jakby nie było, Jarczewskiemu nie można odmówić znajomości branży chemicznej, co niektórzy uznają za chlubny wyjątek od reguły w spółkach z udziałem Skarbu Państwa.
Do Puław za głosem serca
Jak to się stało, że Jarczewski rozpoczął karierę w Puławach? Poniekąd z miłości. Pisząc pracę magisterską na Wydziale Handlu Zagranicznego
w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, dotyczącą puławskich zakładów azotowych, poznał swoją późniejszą żonę, która pochodzi właśnie z Puław. – Splot tych dwóch zdarzeń sprowadził mnie do tego miasta – wspomina Jarczewski. Najpierw pracował w firmie inżynierskiej Prozap, a w 1999 r. został dyrektorem handlowym w Zakładach Azotowych, gdzie odpowiadał za zmianę polityki handlowej i wprowadzenie do oferty nowych produktów. Fotel prezesa Puław objął w 2008 r. – Działając w doskonałym zespole, doprowadziliśmy do tego, że Puławy w tym czasie przeszły zdecydowaną przemianę, stając się spółką mocno doinwestowaną i wewnętrznie zintegrowaną. – Cieszę się, że wspólnie doprowadziliśmy do wzmocnienia firmy, która dobrze dawała sobie radę nawet podczas największych zawirowań związanych z globalnym załamaniem makroekonomicznym – podkreśla Jarczewski.
Choć od maja 2013 r. szefuje już nie Puławom, ale całej Grupie Azoty, nie zmienił adresu zamieszkania. To sprawiło, że ciągle jest w podróży – często bywa nie tylko w siedzibie grupy w Tarnowie, ale i w spółkach zależnych, a także w Warszawie, gdzie spotyka się z interesariuszami. Zadanie, jakie przed nim stoi, to połączenie czterech dużych zakładów chemicznych w jeden sprawnie działający podmiot. – Budowa narodowego czempiona wymaga korzystania z najlepszych doświadczeń i wprowadzania ich do całej organizacji. Mimo dynamicznego tempa tych procesów, chciałbym bardziej postrzegać je jako formę ewolucyjnej zmiany niż jakąś radykalną rewolucję – przekonuje prezes Azotów. – Jesteśmy sprawni rynkowo i teraz pracujemy nad tym, aby być bardziej zintegrowanymi, zoptymalizowanymi wewnętrzne. To, co nie było możliwe do pomyślenia w poszczególnych podmiotach, nagle w połączonym organizmie zyskuje nowy wymiar – argumentuje.