Akcjonariusze mniejszościowi są coraz skuteczniejsi w walce z inwestorami oferującymi niskie ceny za przejęcie całkowitej kontroli nad giełdowymi spółkami. To nie tylko efekt rosnącej świadomości ich praw, ale i łączenia sił oraz zawiązywania porozumień, które ułatwiają osiągnięcie zamierzonego celu.
– Ciągle jest mnóstwo przykładów pokazujących, że mniejszościowi akcjonariusze giełdowych spółek nie walczą o swoje prawa mimo dużych szans na wygraną. Od pewnego czasu można jednak zauważyć rosnącą liczbę osób sprzeciwiających się działaniom, które nie uwzględniają ich interesów lub wręcz są sprzeczne z obowiązującymi regulacjami – uważa Piotr Cieślak, wiceprezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych. Jego zdaniem coraz więcej drobnych udziałowców dochodzi do przekonania, że ma realny wpływ m.in. na decyzje podejmowane przez inwestorów ogłaszających wezwania na akcje giełdowych spółek. Chodzi zwłaszcza o oferowanie przez nich cen, które odbiegają od tzw. wartości godziwej.
Łatwiejsza walka
– Drobni akcjonariusze pokazują, że nie chcą i nie będą się godzić na zbyt niskie wyceny, czego przykładem były niedawne wydarzenia w Hutmenie czy też Polcoloricie. Podobną sytuację obserwowaliśmy w spółce North Coast, gdzie działania drobnych inwestorów były zbieżne z podejmowanymi przez BPH TFI – zaznacza Cieślak. Dodaje, że w przypadkach, w których obecni bądź przyszli inwestorzy strategiczni oferują cenę z wyraźną premią do notowań rynkowych, będącą jednocześnie dla większości kompromisem bliższym rzeczywistej wartości akcji, problemów ze skupem walorów nie ma. Jako przykład podaje wezwania ogłoszone przez Asseco Poland na Infovide-Matrix, KGHM na Bipromet oraz Fortum Holding na Grupę Duon. – Nawet w sytuacjach, gdy inwestor oferuje w wezwaniu cenę niższą od wartości godziwej, ale istotnie wyższą od minimalnego średniego kursu z ostatnich trzech i sześciu miesięcy, często znajduje to zrozumienie wśród mniejszościowych akcjonariuszy. W następstwie tego zazwyczaj wzywający osiąga cel, jakim jest zakup akcji zapewniających co najmniej 90 proc. udziału w ogólnej liczbie głosów gwarantujący możliwość przeprowadzenia przymusowego wykupu akcji i osiągnięcia 100 proc. udziału w akcjonariacie – mówi Cieślak.
Przyznaje, że walka o uzyskanie w wezwaniu ceny, która nie byłaby ustalona w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami i nie krzywdziła drobnych udziałowców, jest teraz łatwiejsza niż jeszcze kilka lat temu ze względu na coraz częstsze orzeczenia sądów potwierdzające prawa mniejszościowych akcjonariuszy do ochrony ich interesu w przypadku podejmowania uchwał o zniesieniu dematerializacji akcji. Ostatnio tak było chociażby w przypadku Polcoloritu oraz Hutmenu. To pokazuje jednoznacznie, że podmiot planujący wycofać przejmowaną spółkę z obrotu musi się liczyć z interesem akcjonariuszy mniejszościowych.
Niedoskonałość przepisów
– Zasadniczym problemem jest niedoskonałość przepisów o wezwaniach. Ustalenie ceny dla wezwań skutkujących zniesieniem dematerializacji akcji lub w procedurze przymusowego wykupu zakłada, że rynek giełdowy na przestrzeni danego okresu (sześć miesięcy) właściwie ocenia wartość spółki, co moim zdaniem jest fikcją – mówi giełdowy inwestor Kamil Kuśnierek, który jest jednocześnie przedstawicielem porozumienia akcjonariuszy mniejszościowych Polcoloritu. Jego zdaniem wpływ na giełdową wycenę ma szereg czynników, takich jak popyt i podaż na akcje, bieżąca sytuacja na rynkach finansowych czy wreszcie struktura akcjonariatu danej spółki. Regularny brak popytu nawet przy minimalnej podaży może spowodować systematyczny spadek kursu, a nawet długotrwałe kształtowanie się ceny na poziomie zbliżonym do historycznego minimum.