Jeśli ktoś w środę liczył na podobne emocje, jak we wtorek na warszawskiej giełdzie, to mocno się rozczarował. Przez cały dzień byliśmy bowiem świadkami niewielkiej zmienności, a indeksy oscylowały wokół „zera”.
Opisywanie środowej sesji jest więc nie lada wyzwaniem. Ciężko bowiem znaleźć elementy, które byłyby naprawdę warte uwagi. Zmiany były raczej kosmetyczne, a uwaga inwestorów raczej skupiała się na poszczególnych spółkach niż na szerokim rynku. Nadal trwa huśtawka m.in. na akcjach Rafako, które traciły w ciągu dnia ponad 40 proc. Dobrymi wynikami pochwaliła się z kolei Toya, dzięki czemu po raz pierwszy od 2018 r. zameldowała się ona powyżej poziomu 10 zł za akcję.
W przypadku indeksów, tak jak zostało to wspomniane, zmiany były kosmetyczne. Zamiast więc przynudzać napiszmy po prostu, że WIG20 stracił na zamknięciu 0,07 proc., mWIG40 zamknął dzień 0,6 proc. pod kreską, a sWIG80 zyskał 0,4 proc. Liczby te niech wystarczą za cały komentarz do sesji. Nieco rozczarowała także aktywność inwestorów. Obroty wyniosły 1,6 mld zł. Kiedyś byłby to naprawdę dobry wynik, jednak w ostatnim czasie raczej przyzwyczailiśmy się do poziomów powyżej 2 mld zł.
Czytaj więcej
Jeśli dolar powróci do spadków, to poziom 3 tys. pkt na WIG20 byłby w zasięgu – mówi Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu analiz i doradztwa Noble Securities.
Cisza przed burzą?
Spokój panował także na innych europejskich rynkach. DAX w drugiej części dnia rósł o jedyne 0,3 proc. CAC40 utrzymywał się symbolicznie nad kreską. Niewielkie zmiany na otwarciu notowań zanotowały także indeksy amerykańskie. Na Wall Street rozpoczął się już sezon wynikowy i na razie nie widać w nim większych rozczarowań.