Choć kryzys wokół Katalonii narastał przez wiele lat, to dla Unii Europejskiej stał się sporym zaskoczeniem. Zagrożenie separatyzmem w państwach UE nie ogranicza się jednak do Hiszpanii. Tendencje separatystyczne są widoczne też choćby na północy Włoch, a szczególnie w regionie Lombardii oraz Wenecji. W poprzednią niedzielę w tych dwóch regionach przeprowadzono referendum konsultacyjne w sprawie przyznania im większej autonomii. Nie miało ono charakteru wiążącego, odbyło się zgodnie z włoską konstytucją i bez protestów władzy centralnej, ale jest ważną wskazówką co do nastrojów na północy Włoch. Aż 95 proc. głosujących w Lombardii i 98 proc. w Wenecji zagłosowało za tym, by ich regionom przyznać większą autonomię. – To wielkie uderzenie, jeśli chodzi o reformę instytucjonalną. Jesteśmy przekonani – i mamy nadzieję, że Rzym to zrozumie – że to jest nie tylko życzenie jakiejś partii politycznej. To jest życzenie ludu – stwierdził Luca Zaia, przewodniczący regionu Wenecji. To referendum może okazać się początkiem większego procesu. W przyszłym roku mają się odbyć wybory parlamentarne we Włoszech, a dotychczasowe sondaże wskazują, że trzecią siłą w parlamencie może być Liga Północna, ugrupowanie dążące do tego, by północne regiony Włoch (nazywane przez zwolenników Ligi „Padanią") uzyskały kiedyś niepodległość. Po wyborach Liga może wejść w koalicję z ugrupowaniem byłego premiera Silvio Berlusconiego. Wejście do rządu dałoby jej oczywiście możliwość pracy nad zwiększeniem autonomii. O ile bowiem katalońscy separatyści stracili możliwość pozytywnego wpływania na decyzje władz centralnych, to padańscy autonomiści mają szansę stania się częścią władz całego kraju.
Podzielony kraj
Źródłami padańskiego separatyzmu są historyczne i ekonomiczne resentymenty. Wenecja i Lombardia odpowiadają za 30 proc. włoskiego PKB. To w tych regionach koncentruje się najbardziej wartościowy włoski przemysł. Silnie rozwinięty jest tam sektor finansowy, a w Mediolanie, stolicy Lombardii, ma siedzibę włoska giełda. Lombardia i Wenecja należą do najbogatszych regionów Włoch. PKB na głowę w Lombardii wynosi 35,4 tys. euro. Wyższy jest tylko w Dolinie Aosty (36,7 tys. euro) i w Trentino-Południowym Tyrolu (37,6 tys. euro). W Wenecji wynosi 30,7 tys. euro. (Wyprzedzają ją pod tym względem Emilia-Romagna i Lazio, czyli region, którego częścią jest Rzym). Przepaść dzieląca północ od biedniejszego południa jest bardzo widoczna. PKB na głowę na Sycylii to 17,4 tys. euro, a w Kalabrii to tylko 16,7 tys. euro. Mieszkańcy północy często patrzą z wyższością na południowców. Na tereny znajdujące się na południe od Rzymu mawiają „Afryka" lub „Etiopia". Narzekają też na to, że ich podatki idą na utrzymanie przeżartej korupcją administracji na Sycylii czy w Kalabrii. Z Lombardii idzie do budżetu centralnego 54 mld euro więcej, niż region dostaje od państwa w ramach transferów oraz inwestycji. Wenecja wpłaca zaś rocznie do budżetu Włoch 15,5 mld euro netto.
Południowcy nie przepadają zaś za mieszkańcami północy. (– Nie lubię Kolumba. Był z Genui, a tamci z północy biorą nas, neapolitańczyków, za pastuchów – stwierdził jeden z włoskich mafiosów, bohater serialu „Rodzina Soprano".) Ta niechęć ma również podłoże historyczne. Włochy zjednoczyły się dopiero w drugiej połowie XIX w., a w pamięci historycznej południowców ten proces jest często postrzegany jako obca agresja. Jest w tym trochę racji, gdyż „wyzwoliciele" z północy rozgrabili neapolitański skarb, zrujnowali fiskalnie południe, a później nieumiejętną polityką stworzyli tam warunki dla rozwoju przestępczości zorganizowanej.
Czy jednak ten wzajemny resentyment mógłby doprowadzić do rozpadu kraju? Jak na razie ruch separatystyczny na północy nie prowadzi żadnych realnych działań mających przygotowywać do secesji. W niedawnym referendum w Wenecji i Lombardii nie pytano mieszkańców o to, czy chcą kiedyś niepodległości, tylko czy chcą większej autonomii swoich regionów. Nie sprecyzowano przy tym, na czym ta większa autonomia ma polegać. We Włoszech istnieje już zresztą pięć regionów posiadających autonomię (Dolina Aosty, Friuli – Wenecja Julijska, Trentino-Tyrol Południowy, Sardynia i Sycylia), a żaden z nich jakoś nie myśli o pójściu drogą katalońską. Liga Północna oraz inni zwolennicy niepodległości Padanii są natomiast separatystami bardzo łagodnymi – ograniczają swoje działania do narzekania na władze w Rzymie, na co zresztą nie mają monopolu. Cała sprawa może się więc skończyć tak, że Liga Północna po wejściu do nowego rządu może wynegocjuje, że z Wenecji i Lombardii będzie szło do budżetu centralnego nieco mniej pieniędzy niż dotychczas. Bo niewiele więcej da się uzyskać. – Państwu będzie trudno zaakceptować przejęcie przez regiony odpowiedzialności za edukację i politykę bezpieczeństwa. Zarządzanie polityką imigracyjną również musi być prowadzone na poziomie narodowym – uważa Paolo Natale, politolog z Uniwersytetu Mediolańskiego.
Narastający dług
Analitycy przypominają, że Włochy mają dużo poważniejsze problemy niż separatyzm w północnych regionach. Przede wszystkim to problemy związane z kryzysem gospodarczym, z którego kraj powoli wychodzi. – Włochy są bardzo zadłużone, z całkowitym długiem na poziomie 132,5 proc. PKB. Na całym świecie tylko Grecja i Japonia mają wyższe wskaźniki w tym obszarze. Gospodarka włoska radzi sobie gorzej niż inne, a wzrost PKB jest powolny. Tegoroczne odczyty za pierwszy i drugi kwartał wyniosły odpowiednio ok. 0,5 proc. i 0,3 proc., a wielu wątpi, czy do końca roku uda się osiągnąć wynik 1 proc. Niespłacone kredyty (NPL) ciążą saldom włoskich banków, ponieważ nie są one w stanie same poradzić sobie ze skalą tego problemu, a Europejski Bank Centralny nie rozwiązuje tej sytuacji we właściwy sposób. Na dodatek, kiedy rozpocznie się proces ograniczenia luźnej polityki banku centralnego, włoska gospodarka będzie narażona na dalsze napięcia, co być może doprowadzi do kryzysu finansowego – uważa Althea Spinozzi, menedżer ds. obrotu w Saxo Banku.