Dziś już wiadomo, że GetBack jest niewypłacalny i prawie 9,1 tys. indywidualnych inwestorów posiadających jego obligacje poniesie straty (ale nie wiadomo – mimo zaproponowanego układu – jak duże się okażą). Ale jak to się stało, że ta jedna z najszybciej rosnących firm i gwiazda swojej branży w zaledwie dziewięć miesięcy od debiutu na GPW złożyła wniosek o układ? To prawdopodobnie niechlubny rekord na warszawskiej giełdzie, a już na pewno biorąc pod uwagę skalę spółki: 2,5 mld zł kapitalizacji w szczytowym momencie, 40 proc. akcji w wolnym obrocie i notowanie w mWIG40.
Duże wątpliwości dotyczące raportowania
Najwięcej kontrowersji budzi fakt, że GetBack niepostrzeżenie zwiększył od września do marca dług, głównie obligacyjny w ramach ofert prywatnych, aż o prawie połowę, do około 2,6 mld zł. Co gorsza, znaczna część jego papierów dłużnych (840 mln zł) zawierała destrukcyjną dla spółki możliwość przedterminowego wykupu w zaledwie trzy lub sześć miesięcy od przydziału, i to bez dodatkowych warunków.
GetBack raz na jakiś czas informował o zakupach portfeli wierzytelności czy o spłatach. Pojawiały się też raporty mniej istotne dla bieżącej wyceny, np. o rozpoczęciu działalności w Bułgarii czy Hiszpanii, ale spółka nie informowała w raportach bieżących w żadnym momencie o naruszeniu kowenantów, osiągnięciu wysokich wskaźników zadłużenia czy o ryzyku utraty płynności (które, jak się okazało, było bardzo wysokie ze względu na liczne obligacje z opcją put). Wprawdzie poinformowała od października do marca, że w tym czasie przydzieliła obligacje o łącznej wartości prawie 750 mln zł, ale jednocześnie informowała o wykupach na spore kwoty i inwestorzy mogli się czuć zaskoczeni skokowym przyrostem czynnych obligacji. Podstawy do informowania w raportach bieżących były, bo na stronie internetowej firmy w styczniu pojawił się wniosek obligatariuszy kilku prywatnych serii o zwołanie zgromadzenia, które zadecydowałoby o ustanowieniu dodatkowych zabezpieczeń obligacji (co wynikało najprawdopodobniej z naruszenia kowenantów).
Powstaje więc pytanie, dlaczego mimo rygorystycznych wymagań regulacji MAR spółka nie informowała w raportach o tych sprawach, znacznie bardziej cenotwórczych niż rozpoczęcie działalności na nowych rynkach. Wydaje się, że tym bardziej powinna zabrać głos poprzez raport bieżący, bo już wtedy na rynku pojawiły się pogłoski o problemach z płynnością (MAR wymaga działania emitenta w takiej sytuacji).