Dobry zarząd to dla firmy prawdziwy skarb. Często ma kluczowy wpływ, choć różny w poszczególnych branżach, na osiągane przez nią wyniki. Dlatego najlepsi prezesi i inni menedżerowie wysokiego szczebla powinni być sowicie wynagradzani, szczególnie jeśli spółka osiąga dobre wyniki finansowe czy biznesowe.
Potrzeba odpowiedniej motywacji
Sytuacja pod tym względem jest w spółkach z GPW bardzo różna. Relatywnie duże wynagrodzenie inkasują zarządy spółek, które jeszcze nie osiągają lub mają tylko symboliczne przychody. Przykładami takich firm są Braster czy Mabion, i choć obie działają w szeroko rozumianej branży biotechnologicznej, to każda z nich znajduje się na innym etapie rozwoju i ma inne perspektywy (o czym świadczy różna kapitalizacja wynosząca odpowiednio 20 mln zł i 1,07 mld zł). Koszt wynagrodzenia zarządu Brastera wyniósł w ubiegłym roku 1,3 mln zł (w poprzednich latach nieco ponad 1 mln zł), z czego na prezesa Marcina Halickiego przypadało po prawie 0,5 mln zł rocznie. To całkiem sporo, biorąc pod uwagę łączne koszty wynagrodzeń firmy (6,4 mln zł), nawet jeśli dodamy do tego usługi obce (7,4 mln zł). Braster wciąż ma problemy z rozpoczęciem sprzedaży na szeroką skalę swojego urządzenia do termograficznej diagnostyki piersi i jego przychody w ubiegłym roku sięgnęły tylko niecałego 1 mln zł. Z kolei zarząd Mabionu, firmy opracowującej leki biotechnologiczne, miał 1,9 mln zł należnego za 2018 r. wynagrodzenia, z czego 1,3 mln zł przypadło na prezesa Artura Chabowskiego. Co ciekawe, otrzymał ponad 600 tys. zł premii za udaną emisję akcji przez Mabion (0,4 proc. wartości emisji netto). Patrząc na sporą kapitalizację spółki, inwestorzy pokładają w niej duże nadzieje, ale w 2018 r. nie miała jeszcze żadnych przychodów (od paru lat finalizuje rejestrację swoich leków).
– Wypłacanie wysokich wynagrodzeń na początku działalności może nie być dobrym pomysłem ze względu na mniejszy margines bezpieczeństwa dla danego projektu. Bardziej preferowanym rozwiązaniem jest, gdy zarządy czy kluczowi pracownicy będą wynagradzani sowicie, ale dopiero gdy spółka będzie solidnie stała na nogach i osiągała zadowalające wyniki finansowe czy biznesowe – mówi Mateusz Namysł, analityk mBanku.
Dodaje, że może to się odbywać w ramach programów menedżerskich, dzięki którym kluczowi pracownicy otrzymują lub z dużym dyskontem do wartości rynkowej kupują akcje spółki, ale tylko jeśli spełnią odpowiednie warunki. Może nimi być wzrost zysków, wskaźników rentowności czy kursu akcji, który zwykle jest najlepszą miarą sukcesu spółki (podobnie skonstruowany program miała kiedyś Vistula).
– Jeżeli jednak jest zapewnione odpowiednie zaplecze finansowe, to zatrudnienie za wysokie wynagrodzenie specjalistów może przyspieszyć wzrost przedsiębiorstwa i zapewnić mu lepszą pozycję konkurencyjną – podkreśla Namysł. Problem jednak w tym, że w przypadku spółek takich jak Braster czy Mabion, które nie mają branżowego inwestora, a ich główni akcjonariusze mają ograniczone możliwości dokapitalizowania, oznacza to najczęściej konieczność emisji akcji i kolejne rozwodnienie kapitału.