Na koniec czerwca wartość portfela zamówień grupy wynosiła 2,35 mld zł, o ponad 7 proc. więcej niż rok wcześniej. Widać jednak bardzo dużą zmianę struktury, w pewnych miejscach może nawet nieco zaskakującą. Najpierw jednak pytanie ogólne – jak widzi pan perspektywy pozyskiwania kontraktów, biorąc pod uwagę dalsze hamowanie polskiego rynku budowlanego?
Już kilka lat temu przewidywaliśmy, że w latach 2018–2019 na polskim rynku będziemy mieć do czynienia ze szczytem inwestycyjnym, co miało głównie związek z napływem funduszy unijnych, ale też planami inwestorów prywatnych. Dlatego położyliśmy tak duży nacisk na dywersyfikację i poza budownictwem ogólnym rozwijaliśmy się na innych polach, jak drogi, przemysł i energetyka, w tym z odnawialnych źródeł.
Idziemy zgodnie z założeniami, dzięki tak szerokiej dywersyfikacji uważam, że przed nami cały czas dobre perspektywy, jeśli chodzi o możliwości wypełniania portfela i osiągania oczekiwanych przychodów: niższa aktywność w pewnych częściach rynku budowlanego jest kompensowana wzrostem w innych.
Przeglądając portfel, zacznijmy od kwestii, których można się było spodziewać w związku z sytuacją rynkową w dobie pandemii. Mamy skokowy wzrost wartości zleceń na rynku inżynieryjnym: o 141 proc., do 446 mln zł, wciąż duży jest kawałek tortu, jeśli chodzi o drogi: 405 mln zł, o 15 proc. mniej rok do roku.
Budownictwo inżynieryjne to w naszym przypadku także OZE, czyli farmy wiatrowe i fotowoltaiczne. Bardzo nas cieszy, że po pięciu latach dużego spowolnienia zapadły decyzje o zwiększaniu udziału energii ze źródeł odnawialnych w ogólnym miksie. Dziś Polska ma 12-proc. udział, a Niemcy 40-proc., jest więc co nadganiać, a jako firma z doświadczeniem w budowie takich instalacji spodziewamy się trendu wzrostowego przychodów z tego tytułu. W tym roku farmy wiatrowe są absolutnym hitem inwestycyjnym, bardzo dobrze wygląda sytuacja, jeśli chodzi o małą fotowoltaikę, niestety, wciąż słabo jest, jeśli chodzi o dużą.