Inflacja przyspieszyła na całym świecie w dużej mierze z tego powodu, że popyt po pandemii wzrósł tak mocno, że nie nadąża za nim podaż. Do tego doszedł wzrost stopy oszczędzania wśród gospodarstw domowych w czasie pandemii. Te oszczędności wydawane są teraz m.in. na nieruchomości i wszystko co z tym związane. Ta podwyższona inflacja okaże się zapewne przejściowa, o ile nie dojdzie do wzrostu oczekiwań inflacyjnych. Ale akurat w Europie Środkowo-Wschodniej jest o to relatywnie łatwo. Ludzie w wieku powyżej 50 lat pamiętają hiperinflację z lat 90. XX w. Badania pokazują, że takie doświadczenia zostają w pamięci na zawsze. Mieszkańcy zachodniej Europy i USA nie mają podobnych doświadczeń, więc tam oczekiwania inflacyjne są lepiej zakotwiczone. W Polsce, jak się wydaje, już się od celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.) odkotwiczyły. Ekonomiści spodziewają się obecnie inflacji w 2022 r. na poziomie ponad 5 proc., co jest niepokojące. Rozgrzany rynek pracy nie pomaga trzymać oczekiwań inflacyjnych w ryzach. Stopa bezrobocia w Polsce wynosi 3,4 proc. i jest niewiele wyższa niż w lutym 2020 r. W tych okolicznościach łatwo o spiralę cenowo-płacową, chociaż akurat w Polsce pewnym wentylem bezpieczeństwa może być wzrost aktywności zawodowej. Wskaźnik aktywności zawodowej wynosi obecnie 57,6 proc., w porównaniu do 56 proc. w IV kwartale 2019 r. Tymczasem jest wiele krajów, w tym USA, gdzie ten wskaźnik spadł, niekiedy nawet mocno.
Z czego wynikają te różnice?
Wzrost wskaźnika aktywności zawodowej w Polsce być może jest konsekwencją tego, że mobilność w naszym regionie powróciła do stanu sprzed pandemii dość wcześnie, bo już w maju br. W strefie euro i na świecie nastąpiło to dopiero we wrześniu. Stąd też duży wzrost zapotrzebowania na pracowników w sferze usług. Widać to w internetowych ogłoszeniach. Z naszej analizy wynika, że liczba ogłoszeń dotyczących pracy w gastronomii i drobnych usługach, takich jak salony kosmetyczne, w II kwartale br. była o 175 proc. większa niż w II kwartale 2019 r. O ponad 40 proc. wzrosło również zapotrzebowanie na pracowników z technicznym wykształceniem: informatyków, ale też inżynierów budownictwa. Ogłoszeń dotyczących pracy w handlu jest o 36 proc. więcej.
Najwyższa od dwóch dekad inflacja tłumi wzrost siły nabywczej gospodarstw domowych i negatywnie wpływa na nastroje konsumentów. Czy tak wysoka inflacja nie zahamuje wzrostu konsumpcji, która była kołem zamachowym ożywienia? I czy z powodu tego negatywnego wpływu na popyt, inflacja nie będzie sama się wygaszała?
Inflacja oczywiście negatywnie wpływa na siłę nabywczą gospodarstw domowych, ale kluczowe jest to, jak szybko rosną pensje i emerytury. Jeśli podwyżki płac i emerytur rekompensują wzrost cen, to siła nabywcza gospodarstw domowych nie maleje. A obecnie sytuacja na rynku pracy – a także to, że emerytury są indeksowane inflacją – sprzyja wzrostowi dochodów. Ostatnie badania pokazują, że ludzie formułują swoje opinie o inflacji na podstawie zakupów, których sami dokonują. Przy tym ważna jest częstotliwość tych zakupów, a nie to, jaką część wydatków gospodarstwa domowego stanowią. Czyli wzrost cen żywności i artykułów pierwszej potrzeby będzie przekonywał konsumentów, że inflacja jest wysoka, co może sprawić, że poczują się biedniejsi i osłabić ich skłonność do wydawania. Ale z drugiej strony będą też tacy, którzy uznają, że trzeba kupować więcej i na zapas, bo później będzie drożej. To się wiąże właśnie z tą pamięcią hiperinflacji.
Rada Polityki Pieniężnej rozpoczęła cykl podwyżek stóp procentowych, żeby – jak tłumaczy – nie dopuścić do utrwalenia się inflacji, gdy wygasną te przejściowe czynniki, które ją dziś podbijają. Czy to wystarczy? Czy potrzebne są też jakieś zmiany po stronie polityki fiskalnej?