W poniedziałek kurs euro przebił 4,70 zł. Złoty był najsłabszy od 2009 r. Polska waluta nie jest jednak osamotniona. Na wartości tracą też inne waluty państw zaliczanych do rynków wschodzących. Czy słabość złotego jest podyktowana zjawiskami o zasięgu globalnym, czy ma też jakieś lokalne przyczyny?
Otoczenie zewnętrzne na pewno nie sprzyja złotemu. Mamy do czynienia z umocnieniem dolara względem euro, co zdaje się wynikać z bardziej jastrzębiej polityki Fedu niż EBC oraz pogarszającej się sytuacji pandemicznej w Europie. Aprecjacji dolara często towarzyszy zaś osłabienie walut krajów Europy Środkowo – Wschodniej (CEE). Ma to związek z bliskimi relacjami gospodarczymi tego regionu ze strefą euro. Ale nawet w ramach CEE widać znaczną rozbieżność pomiędzy tym, jak zachowuje się korona czeska, a tym, jak zachowują się złoty oraz forint. Wskazuje to na istnienie również czynników lokalnych, które negatywnie oddziałują obecnie na notowania polskiej waluty i w naszej ocenie są one bardziej istotne.
Jakie to czynniki? Czy prawdą jest, że NBP popełnił jakieś błędy, które podważyły zaufanie do polskiej waluty?
Podstawowym wydaje się być tu trwający konflikt pomiędzy Polską a instytucjami unijnymi. Odmrożenie środków z Krajowego Planu Odbudowy stoi obecnie pod dużym znakiem zapytania a brak tych funduszy rzutowałby na perspektywy wzrostu gospodarczego, w tym w szczególności inwestycji, nie tylko w krótkim ale i w dłuższym horyzoncie. Brak porozumienia w sprawie KPO sprawia, że inwestorzy zaczynają się zastanawiać, czy niezagrożony jest również transfer pozostałych środków przeznaczonych dla Polski w ramach perspektywy finansowej na lata 2021 – 2027.
Poza relacjami z UE, bardzo istotny wpływ na notowania złotego w ostatnim czasie wydaje się mieć szybko pogarszające się saldo obrotów bieżących Polski. W ostatnich trzech miesiącach deficyt na rachunku bieżącym wyniósł ponad 4 mld euro. O ile w ubiegłym roku Polska osiągała rekordowe nadwyżki w wymianie handlowej (saldo wymiany handlowej to główny element salda obrotów bieżących – red.), w ostatnim czasie sytuacja wyraźnie się zmieniła. W efekcie inwestorzy zagraniczni zaczęli na Polskę patrzeć bardziej jak na typowy kraj z koszyka rynków wschodzących. Konieczność sfinansowania deficytu na rachunku bieżącym wymaga wyższych stóp procentowych. Pomimo dwóch podwyżek stopy referencyjnej NBP, łącznie o 1,15 pkt proc., do 1,25 proc., realna stopa procentowa w Polsce wciąż należy do najniższych nie tylko w regionie, ale i wśród ogółu rynków wschodzących. W efekcie złoty stal się dla inwestorów naturalnym kandydatem do gry na osłabienie. Rynek pamięta też interwencję NBP w kierunku osłabienia kursu złotego pod koniec ubiegłego roku. Wobec braku jasnej deklaracji ze strony RPP, że mocniejszy złoty jest pożądany w celu ograniczenia ryzyka inflacyjnego, rynek zakłada, że bank centralny nie będzie reagował silniejszym zaostrzeniem polityki pieniężnej na trwającą deprecjację złotego. Wypowiedź Prezesa Glapińskiego, że w warunkach obecnej podwyższonej inflacji dalsze osłabianie złotego nie byłoby spójne z polityką stóp procentowych NBP, nie zdołało chyba zmienić percepcji rynku w tej sprawie.