Tydzień temu pisałem, że dobry odczyt amerykańskiego CPI otworzy drogę do kontynuacji odbicia i faktycznie, nawet usilne działania członków FOMC nie są w stanie stłumić optymizmu, który wywołał. Z wciąż ostrożnym pozycjonowaniem inwestorów instytucjonalnych i brakiem jakichkolwiek sygnałów silnego wykupienia wydaje się, że możemy znajdować się w okolicy punktu krytycznego. Jego przekroczenie mogłoby wywołać falę tzw. FOMO („fear of missing out”) i wbrew narastającej frustracji zwolenników teorii o nadchodzącym olbrzymim kryzysie zbliżyć S&P 500 do poziomów z początku roku. Maksymalny potencjał dalszego ruchu oceniamy na 5–10 proc., co oznaczałoby przekroczenie pięcioletniej średniej wyprzedzającego wskaźnika cena/zysk w otoczeniu, które zupełnie go jednak nie usprawiedliwia (rewidowane w dół prognozy na przyszłe kwartały, wyższa stopa wolna od ryzyka). Byłyby to już wartości same w sobie skłaniające FOMC do kontynuacji podwyżek, nawet pomimo dalszej ewentualnej poprawy obrazu inflacyjnego.
Jeżeli jednak gdziekolwiek widzielibyśmy obecnie powód, by szukać nieracjonalności, to w tym, że w inicjowanym w USA odbiciu w tak dużym stopniu biorą udział rynki europejskie. Dramatyczne upały i susze przetaczające się przez kontynent dochodzą do punktu, gdzie sparaliżowany może zostać transport rzeczny na największych rzekach, dalej uderzając w łańcuchy dostaw, uniemożliwiając wyraźne ograniczenie popytu na energię i ograniczając jej produkcję w elektrowniach wodnych i atomowych.
Być może sezon wynikowy w strefie euro za 2Q2022 wygląda to tej pory bardzo dobrze (dynamika zysków na poziomie 16 proc. r./r.), ale wynika to głównie z rewelacyjnych raportów spółek energetycznych, które będą zapewne powodowały zresztą dalszą presję na ich dodatkowe opodatkowanie. W szczególności w przypadku cyklicznego DAX wydaje się, że 12 proc. przeceny YTD to nieproporcjonalnie mały wymiar kary, a dwucyfrowe odbicie w sytuacji podwojenia się lokalnych cen energii na przestrzeni ostatniego półtora miesiąca musi zapalać czerwoną lampkę.
Jesteśmy coraz bardziej przekonani, że jeżeli faktycznie jesienią dojdzie do kolejnej fali spadkowej (staje się to coraz bardziej prawdopodobne) i wyznaczenia nowych tegorocznych dołków (szanse takiego scenariusza w USA bardzo naszym zdaniem zmalały), katalizatorem będzie Europa i to tutaj przecena może okazać się najpoważniejsza. Akcje europejskie zajmują obecnie ostatnie miejsce na liście preferowanych przez nas klas aktywów.