"Środa wbrew obawom nie upłynęła tak całkiem pod znakiem słabego złotego. Nerwowo było tylko rano, kiedy złoty osłabił się w okolice 4,21 zł za euro i 2,99 zł za dolara. Kolejne godziny przyniosły natomiast konsekwentne odrabianie strat" - poinformował analityk Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska Marek Rogalski.
Analityk zauważył również, że dobre dla naszej waluty były także dane makroekonomiczne, które o godz. 14:00 opublikował NBP. Mowa tutaj o nadwyżce na rachunku obrotów bieżących, która w czerwcu wyniosła 459 mln euro, czyli 3-krotnie więcej od prognoz. Poprawione zostały także odczyty za poprzednie miesiące.
"Na rynku międzynarodowym inwestorzy poznali dane o produkcji przemysłowej w strefie euro, która w czerwcu okazała się nieco gorsza od prognoz (nie wpłynęło to jednak na notowania wspólnej waluty), a także wartość deficytu handlowego USA w czerwcu. Tutaj niespodzianka była in-plus, odczyt wyniósł - 27,01 mld USD, wobec prognozowanych-28,5 mld USD i 25,97 mld USD po korekcie w maju. Niemniej kluczowy dla dalszego rozwoju wypadków będzie komunikat FED" - dodał Rogalski.
Po południu (godz.16:00) za euro płacono 1,4190 USD, tutaj też scenariusz (wzrostu do 1,42 USD) został zrealizowany znacznie szybciej. Zdaniem analityka trzeba jednak odnotować, iż strefa wsparcia 1,4050-1,4100 spełniła swoją rolę.
"Można postawić odważny scenariusz zakładający, iż jutro rano za euro będziemy płacić 1,4270-1,4300 USD, jeżeli komunikat banku centralnego stonuje oczekiwania dotyczące ewentualnego zaostrzenia polityki monetarnej USA" - podsumował analityk.