Polscy gracze foreksowi obecni na zagranicznych platformach

Inwestorzy decydujący się na korzystanie z zagranicznych platform foreksowych szukają korzystniejszych spreadów i bogatszej bazy produktowej. Wyjście poza Polskę oznacza jednak droższe przelewy. Wymaga również oceny wiarygodności firm oferujących swoje usługi

Publikacja: 20.10.2010 15:38

Każdy, kto śledzi fora inwestorów zainteresowanych handlem walutami czy instrumentami opartymi na indeksach giełdowych, zauważy ożywione dyskusje na temat korzystania z zagranicznych platform. Gracze pytają się o bezpieczeństwo i techniczne aspekty funkcjonowania takich platform jak Dukascopy, MB Trading, Oanda czy Interbank FX. Bardziej zaawansowanych inwestorów nie przeraża perspektywa przesyłania pieniędzy na rachunek bankowy w Nowej Zelandii czy na Ukrainie. Wiedzą bowiem, że mogą sporo zaoszczędzić na mniejszych spreadach, czyli różnicach pomiędzy kursami kupna i sprzedaży danych instrumentów. Eksperci zalecają jednak daleko idącą ostrożność.

[srodtytul]Liberalizacja pomogła[/srodtytul]

Ekspansja firm foreksowych na różne rynki nie byłaby możliwa, gdyby nie integracja europejska i wprowadzenie zasady jednolitego paszportu europejskiego dla usług finansowych. Dzięki temu polski X-Trade Brokers może świadczyć usługi np. w Czechach. Na krajowy rynek masowo napływają z kolei firmy foreksowe z siedzibą w Londynie.

Okno na świat otworzyły inwestorom też nowelizacje prawa dewizowego (z 2003 i 2007 r.), dzięki którym można swobodniej korzystać z usług instytucji finansowych za granicą, otwierać konta bankowe w zagranicznych bankach i zawierać transakcje na międzynarodowych rynkach - w tym na rynku walutowym.

[srodtytul]ECN, a może MM[/srodtytul]

Większość szukających zraziła się do polskiego modelu działania brokerów, których większość funkcjonuje jako tzw. market makerzy. W praktyce oznacza to, że w ramach danego biura funkcjonuje dealing desk, a drugą stroną transakcji, którą zawiera klient, może być właśnie biuro. Zdaniem wielu osób taka sytuacja prowadzi do konfliktu interesów i wykorzystania pozycji przez usługodawcę.

Typowymi objawami jest np. znaczne poszerzanie spreadów w momencie większej zmienności na rynku, brak możliwości realizacji transakcji "z przyczyn technicznych", a także proceder zwany "stop-loss hunting", w ramach którego broker tak próbuje wpłynąć na kurs danej pary walut czy indeksu, aby wywołać automatyczny mechanizm zamykania pozycji przez klientów. Bardziej zaawansowanych graczy denerwuje także przeciąganie przyjęcia zlecenia poprzez system potwierdzeń (tzw. rekwotowanie), co powoduje, że faktycznie transakcja realizowana jest po nieco innym kursie, niż widziany wcześniej przez inwestora.

Choć działające w Polsce biura nie przyznają się do podobnych praktyk, osoby z doświadczeniem na rynku szukają modelu, który wykluczałby takie próby. Rozwiązaniem dostępnym dla coraz większej grupy inwestorów jest tzw. Electronic Communications Network. Brokerzy działający jako ECN są w praktyce tylko pośrednikami w dostępie na międzybankowy rynek.

Do niedawna minusem takich firm były dość duże kwoty wejścia (minimalnego depozytu i obrotów) oraz niższe lewary. Plusem - praktycznie minimalne spready (niższe od 2 bps, co jest standardem na polskim rynku), a także - w przypadku rzeczywistych ECN - informacje o "głębokości" rynku na danym kontrakcie (w specjalnym oknie widać wielkość zleceń). Jeżeli te ostatnie dane nie są ujawniane, mówi się o brokerze typu Straight Through Processing (STP).

[srodtytul]Są już brokerzy wprowadzający[/srodtytul]

Jednymi z najpopularniejszych ECN wśród polskich graczy są szwajcarski Ducascopy, rosyjski Alpari, FXDD czy MB Trading. Wpływ na rozpowszechnienie ich marek ma fakt, że w Polsce działają strony internetowe poświęcone ich usługom (Forex Club i Cool Forex - pełniący rolę tzw. brokera wprowadzającego, w praktyce chodzi o tłumaczenie niuansów oferty i pomoc w założeniu faktycznego rachunku) lub przedstawicielstwa danych firm (Alpari Poland, FX Salt).

Ani strona, ani przedstawicielstwo, nie jest jednak faktycznym oddziałem firmy, który mógłby bezpośrednio wchodzić pod jurysdykcję Komisji Nadzoru Finansowego. Inwestorzy, którzy powierzą więc pieniądze zagranicznym brokerom, w razie kłopotów muszą liczyć na interwencje nadzorców kraju pochodzenia - np. amerykańskiej National Futures Associaton (NSA) czy rosyjskiej Komissji po Regulirowaniu Otnoszenij Ucziastnikow Finansowych Rynkow (KROUFR).

Kilka miesięcy temu polski Trigon Dom Maklerski stał się partnerem amerykańskiego brokera ECM FXCM i proponuje klientom platformę tej firmy. Rynek czeka też na oficjalną inaugurację plaformy Deutsche Banku (DBFX) na polskim rynku.

[srodtytul]Kto nadzoruje?[/srodtytul]

Doświadczenia części osób wskazują, że walka o swoje racje w przypadku, kiedy firma nie ma oddziału w Polsce, może być trudna. Nadzorcy z kraju pochodzenia mogą bowiem odsyłać poszkodowanych do KNF (który i tak w całym procesie pełni głównie funkcję pośrednika przekazującego sprawę dalej), do tego dochodzi kwestia tłumaczenia pism.

Niektórzy inwestorzy są jednak przekonani, że wybór znanej na świecie marki i technologii powinien pozwolić uniknąć problemów, które rozstrzygać muszą sądy czy nadzór finansowy. Firmy świadczące usługi na wielu rynkach kuszą zresztą specjalnymi rachunkami powierniczymi, na których przechowywane są depozyty zabezpieczające. Prowadzą je niezależne podmioty - taki model zwiększyć ma bezpieczeństwo inwestycji. Nierzadko klienci sami wybierają bank, w którym chcą utrzymywać depozyt.

Większość brokerów zdaje sobie też sprawę, że opłacalność inwestycji na foreksie zależy również od kosztów przelewów (wpłat i wypłat). Dlatego też zgadzają się na płatności kartami kredytowymi (część brokerów pobiera jednak od tego prowizje). Popularne jest także korzystanie z serwisu MoneyBookers, który pozwala zejść do prowizji za przelew nawet do około 1 proc. jego wartości, niezależnie od usytuowania konta. Innymi popularnymi tego typu serwisami są np. PayPal, e-gold czy Neteller.

[srodtytul]Zalet jest kilka[/srodtytul]

Co zyskują klienci, którzy wpłacą pieniądze i zaczną inwestować na zagranicznych platformach? Atutem są nie tylko niższe spready, ale również (choć nie zawsze) ich względna stałość. Notowania w systemach dużych międzynarodowych brokerów zachowują się także względnie stabilnie w trakcie publikacji kluczowych dla światowej gospodarki danych makro.

To właśnie moment, kiedy rynek międzybankowy dostosowuje się do nowych informacji, a zmiany mogą być gwałtowne - szczególnie w przypadku walut. Biura czasami ostrzegają klientów, że w takim przypadku transakcje zrealizowane mogą być nie po aktualnej, ale kolejnej ("next") cenie rynkowej - problem jednak w tym, że po kilku sekundach zmiana tej ceny może być spora. "Nie graj godzinę przed i godzinę po komunikacie z posiedzenia Fedu" - takie na przykład zalecenia można spotkać w przypadku inwestorów grających w ramach platform market-makerów.

Polscy inwestorzy doceniają możliwość tzw. skalpowania, czyli zawierania częstych transakcji w celu zarobienia nawet na niewielkich zmianach kursowych. Większość lokalnych brokerów blokuje prędzej czy później takie transakcje z uwagi na fakt, że trudno im zarobić na takim kliencie. Korzystanie z zagranicznych platform to także większa płynność rynku, czyli mniejsze spready nawet w przypadku dużych zleceń.

[ramka][b]Platformy powoli się standaryzują [/b]

Podstawową funkcją brokerów foreksowych jest udostępnienie klientom możliwości składania zleceń na rynku międzybankowym. Zwykle detaliczne biura proponują przy tym dostosowane do swoich usług platformy - które pozwalają w intuicyjny sposób odczytywać dane rynkowe, składać zlecenia i ustawiać limity inwestycyjne.

Większość polskich biur korzysta z rozwiązania rosyjskiej firmy MetaQuotes Software - MetaTrader. Wersja MetaTrader 4 to światowy standard. Od niedawna spółka reklamuje nową, piątą już, wersję platformy, która ma działać bardziej stabilnie i szybciej. MetaQuotes mają dość liczną konkurencję (m.in. ProTrader ukraińskiej PFSotf czy fxTrade oferowany przez Oandę). Zaletą rosyjskiego produktu jest jednak możliwość zaawansowanego programowania transakcji i parametrów poprzez moduł Expert Advisor - dzięki czemu inwestorzy mogą tworzyć własne "roboty" inwestycyjne.

Automatyzacja zleceń to argument za standaryzacją platform. Dzięki niej zaawansowani klienci nie muszą ponownie uczyć się, jak funkcjonuje komponent pozwalający na programowanie. Część brokerów (m.in. Oanda) proponuje klientom także składanie zleceń bezpośrednio ze strony internetowej, bez instalowania dodatkowych nakładek. Takie rozwiązanie, choć wydaje się bardzo elastyczne dla klientów (mogą inwestować praktycznie z każdego komputera), nie przyjmuje się powszechnie.

Zawsze jest ryzyko zerwania połączenia lub problemów przy niestabilnym łączu - tłumaczą inwestorzy na forach. Innym krokiem naprzód jest także oferowanie programów przeznaczonych dla telefonów komórkowych. Niektórzy brokerzy ECN umożliwiają swoim klientom korzystanie z dowolnej platformy spełniającej podstawowe warunki. Umożliwia to postępująca standaryzacja usług. Nie wiadomo jednak, ilu z takiej możliwości korzysta.[/ramka]

Okiem eksperta
Indeks WIG20 w ważnym rejonie cenowym
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Okiem eksperta
Kolejny zaskakujący rok
Okiem eksperta
Co planują Chińczycy?
Okiem eksperta
Będzie ciąg dalszy zwyżek na GPW? AT sugeruje, że tak
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Okiem eksperta
Zmiana jakości jest za mała
Okiem eksperta
Czyżby św. Mikołaj w tym roku jednak przyszedł?