Cały tydzień upłynął jednak pod znakiem jego osłabienia do tych trzech głównych walut pomimo, że nastroje na rynkach globalnych lekko się poprawiły, co pozwoliło wygenerować niewielkie wzrosty na giełdach, surowcach i EUR/USD.
O godzinie 18:28 za dolara trzeba było zapłacić 2,7762 zł, euro kosztowało 3,9666 zł, a szwajcarski frank 3,2559 zł. W przyszłym tygodniu dużą rolę będą odgrywać nastroje na rynkach globalnych. Szczególnie, że za wyłączeniem poniedziałku, gdy z uwagi na święto w USA i Wielkiej Brytanii, aktywność na rynku będzie niewielka, każdego dnia będą publikowane dane mogące odwrócić sentyment o 180 stopni. Inwestorzy poznają m.in. dane z amerykańskiego rynku pracy, indeksy ISM, PMI, Chicago PMI i Conference Board, inflację HICP w Strefie Euro oraz dynamikę szwajcarskiego PKB. Niezmiennie też będą się wsłuchiwać w spekulacje i wypowiedzi dotyczące sytuacji Grecji.
Obok zagranicznych impulsów, potencjalnie duży wpływ na zachowanie polskiej waluty, mogą mieć czynniki krajowe. We wtorek Główny Urząd Statystyczny opublikuje dane nt. dynamik PKB w I kwartale 2011 roku (prognoza: 4,4%). Dzień później zostanie opublikowany indeks PMI, obrazujący kondycję polskiego sektora produkcyjnego. Ten raport może być źródłem rynkowych spekulacji odnośnie decyzji Rady Polityki Pieniężnej na zaplanowanym w dniach 6-7 czerwca posiedzeniu. Nie jest też wykluczone, że w drugiej połowie tygodnia rynek zacznie się też pozycjonować właśnie w oczekiwaniu na to posiedzenie.
Zapoczątkowane w pierwszych dniach maja wzrosty USD/PLN, które wywindowały kurs w okolice 2,83 zł, z punktu widzenia analizy technicznej są silną wzrostową korektą. Jej maksymalny zasięg wyznacza linia łącząc maksima z listopada 2010 i marca br.
Wzrosty EUR/PLN to też korekta, tyle że w trendzie krótkoterminowym. W średnim terminie to zwykły impuls wzrostowy w ramach trendu bocznego. Pierwszym oporem jest psychologiczny poziom 4 zł.