Wydawało się więc, że na rynku zapanuje przynajmniej chwilowe uspokojenie. Tymczasem stało się inaczej. Interwencje banków centralnych Japonii i Szwajcarii mające na celu osłabienie jena i franka zwiększyły niepewność na rynku. Znaczący wzrost rentowności obligacji włoskich i hiszpańskich nasilił z kolei obawy o rozprzestrzenianie się tzw. "efektu zarażenia" na koleje kraje strefy euro. Ponieważ jednak tym razem gra idzie o dwie duże gospodarki rynki zareagowały bardzo nerwowo, a sentyment wokół strefy euro pogorszył się. W efekcie kurs EUR/USD mimo sporych wahnięć przybrał kierunek południowy. Jeszcze na początku tygodnia za euro płacono 1,44 dolara- jednak kolejne dni przyniosły umocnienie waluty amerykańskiej. Kurs EUR/USD pod koniec tygodnia oscylował w okolicach 1,41. Dane fundamentalne nie stanowią podstawy do umocnienia amerykańskiej waluty. Wręcz przeciwnie – wzrost PKB w drugim kwartale tego roku okazał się gorszy od oczekiwań. Wydatki amerykańskich konsumentów spadły w czerwcu o 0,2 procent w stosunku do maja, a dochody zwiększyły się jedynie o 0,1 procent, co potwierdza stagnację konsumpcji w USA. A należy pamiętać, iż konsumpcja indywidualna odpowiada za 2/3 amerykańskiego PKB. Z drugiej jednak strony, co potwierdził komunikat EBC po czwartkowym posiedzeniu w drugim kwartale nastąpiło wyhamowanie wzrostu gospodarczego również w strefie euro. Nie zaskakuje więc, że EBC utrzymał stopy procentowe na dotychczasowym poziomie.
Pewnym zaskoczeniem jest natomiast podjęcie działań zapewniających płynność na rynku międzybankowym. Komunikat po posiedzeniu był utrzymany w tonie wyraźnie mniej „jastrzębim" niż wcześniejsze komunikaty. W wyniku tych decyzji rynek kontraktów terminowych zdecydowanie zmienił wycenę 3 miesięcznych stawek Euriobr. Obecnie rynek wycenia do końca roku jedną 25 punktową obniżkę stopy referencyjnej EBC. Zwiększa to presję na wspólna walutę przy równoczesnym przepływie kapitałów do dolara, który pomimo problemów wciąż uznawany jest za walutę bezpieczną, a przynajmniej bardziej bezpieczną od euro.
Pierwszy tydzień miesiąca tradycyjnie nie przyniósł zbyt wielu istotnych publikacji makroekonomicznych na rynku krajowym. Jedną z tych nielicznych była oczywiście publikacja indeksu menedżerów logistyki (PMI) w sektorze przemysłowym. Tym razem byliśmy świadkami sporej niespodzianki - wbrew pesymistycznym prognozom – indeks PMI wzrósł z poziomu 51,2 pkt. w czerwcu do 52,9 pkt. w lipcu. Wymowę tego wyniku wzmacnia fakt, iż indeks w ciągu pierwszego półrocza odnotował pięciokrotnie spadki. Jednak wydaje się, że jednorazowy wzrost trudno obecnie uznać za odwrócenie trendu. Tym bardziej na tle wyraźnie widocznego osłabienia w sferze realnej. Z punktu widzenia kursu walutowego niespodziewany wzrost indeksu PMI nie miał większego znaczenia.
Krajowy rynek walutowy pozostawał bowiem w minionym tygodniu pod przemożnym wpływem nastrojów na rynkach globalnych. A ponieważ te po chwilowym uspokojeniu ponownie uległy pogorszeniu obserwowaliśmy stopniowe osłabienie złotego. Kurs EUR/PLN z poziomów w okolicach 3,98 na początku tygodnia rósł stopniowo w kolejnych dniach aby pod jego koniec osiągnąć rejon 4,04. Jeszcze silniejszej deprecjacji złoty doświadczył w relacji do dolara amerykańskiego. W tym przypadku kurs USD/PLN przesunął się w skali tygodnia z poziomu 2,76 do 2,86. Jednak wszystkie te zmiany wydają się umiarkowane jeśli porównamy je z tym co działo się na parze CHF/PLN. Tydzień rozpoczął się na poziomach 3,48-49, a w kolejnych dniach kurs CHF/PLN ku przerażeniu kredytobiorców bił kolejne rekordy. Już w środę pokonana została granica 3,70/CHF, a w piątek frank kwotowany był nawet po 3,74. Ponieważ szwajcarska waluta jest obecnie jedną z ostatnich tzw. "bezpiecznych przystani" w momentach zawirowań znacząco zyskuje. Równocześnie złoty zaliczany jest wciąż do walut rynków wschodzących od których inwestorzy w takich momentach uciekają.
Sporządził: