Dostrzeżono też konsekwentny opór Niemiec w kwestii pomysłu zlewarowania EFSF nawet do kwoty 2 bln EUR, o którym to na rynku spekuluje się od kilku dni. Wprawdzie słowa Angeli Merkel ze środy, iż nie można leczyć kryzysu zadłużenia poprzez zaciąganie jeszcze większego długu, wydają się być rozsądne, to jednak sytuacja w jakiej znalazła się strefa euro jest patowa i proste, oraz mało ryzykowne rozwiązania po prostu nie istnieją. Wczoraj analitycy renomowanego ośrodka badawczego Stratfor opublikowali raport z którego wynikało, że Europa nie ma wyjścia i będzie zmuszona do znalezienia 2 bln EUR w pakiecie ratunkowym – głównie po to, aby móc w sposób kontrolowany przeprowadzić operację kontrolowanego bankructwa Grecji z wyrzuceniem tego kraju ze strefy euro włącznie i przede wszystkim mieć wystarczające fundusze, aby uchronić pozostałe kraje przed rozlaniem się kryzysu, oraz skutecznie wesprzeć europejski system bankowy. Czy, zatem opór Niemiec zostanie przełamany? Nie będzie to łatwe, chyba, że wymusi to ogromna nerwowość na rynkach finansowych... Czyli nie mamy się co dziwić, iż dolar znów zaczyna zyskiwać na rynkach światowych?
Takie zachowanie się rynku to także splot pozostałych czynników – deklaracji Niemiec, iż decyzja o wypłacie szóstej transzy pomocy dla Grecji może zapaść dopiero 13 października, a więc na dzień przed terminem kluczowych płatności, jakich musi dokonać grecki rząd – to wprowadza zupełnie niepotrzebne zamieszanie, chociaż teoretycznie nieoficjalne wyniki misji kontrolnej Trójki w Atenach powinny być znane kilka dni wcześniej. W nocy dwie agencje ratingowe (Fitch i S&P) obcięły rating dla Nowej Zelandii, a z Japonii napłynęły dość słabe dane (spadek indeksu PMI do 50,1 pkt. i znacznie mniejszy wzrost produkcji przemysłowej), co popsuło nastroje na sesji azjatyckiej. Teoretycznie ratował to nieco lepszy odczyt PMI dla Chin we wrześniu (49,9 pkt. wobec publikowanych wstępnie 49,4 pkt.), chociaż rynek będzie chciał wyliczenia Markit/HSBC skonfrontować z oficjalnym odczytem rządowym, który poznamy w sobotę w nocy). W końcu dzisiaj rano pojawiły się też słabsze dane o sprzedaży detalicznej w Niemczech (spadek w ujęciu miesięcznym o 2,9 proc. jest największy od maja 2007 r.).
W kraju z wczorajszych działań banku BGK na rynku, który sprzedawał walutę pozostało niewiele – złoty znów słabnie – o godz. 9:40 za euro płaci się blisko 4,44 zł, a dolar drożeje ponad 3,28 zł. To oczywiście efekt ochłodzenia się nastrojów na rynkach światowych, ale też pozostałych czynników – fundamentalistów mogą niepokoić dzisiejsze słabsze dane z Niemiec, a także pojawiające się w ostatnich dniach różne szacunki instytucji w temacie przyszłorocznego wzrostu PKB. Nasza gospodarka będzie musiała zmierzyć się z nadciągającym spowolnieniem, co dodatkowo będzie wymagać też właściwej postawy rządzących – tymczasem wynik zbliżających się wyborów parlamentarnych zaczyna być zagadką – wczoraj pisałem, iż rośnie prawdopodobieństwo sporych zmian w rządzie i osłabienia pozycji Platformy Obywatelskiej.
EUR/PLN: W zasadzie opór na 4,46 nie jest na razie naruszany, a z dołu mocna strefa to 4,38-4,40. Dzienne wskaźniki nadal uparcie generują sygnały sprzedaży, ale rynek robi swoje. Ciekawa sytuacja. Na razie można założyć, iż pozostaniemy w przedziale 4,40-4,46. O ile na EUR/USD nie zobaczymy mocniejszych spadków w kolejnych dniach, to teoretycznie taki zasięg wahań może utrzymać się przez cały najbliższy tydzień. Zbliżający się termin wyborów powinien nieco ograniczać aktywność na rynku złotego.
USD/PLN: Opór to rejon 3,29-3,30, a wsparcie to okolice 3,23-3,25 – wydaje się, że dzisiaj pozostaniemy w tym paśmie wahań. Dzienne wskaźniki nadal uparcie generują sygnały sprzedaży. Sytuacja jest dość ciekawa. Warto spoglądać na EUR/USD.