W zakończonym tygodniu globalne rynki akcji nie potrafiły znaleźć wspólnego mianownika. W Europie i Azji dominowały nastroje korekty, choć akurat rynek w Tokio posilał się osłabieniem również jena. W przeciwnym obozie grała Wall Street, które nie imponowała siłą, ale potrafiła finiszować plusami. Jednak i tu trudno mówić o jakimś fajerwerku optymizmu. Dlatego na zeszłotygodniowe notowania warto spojrzeć przez pryzmat dostosowania wycen po różnej dla wielu regionów końcówki roku. Giełdy amerykańskie, hamowane w grudniu przez problem klifu fiskalnego, odrabiają zaległości a Europa i Azja redukują dawkę optymizmu, na bazie której maszerowały na północ w IV kwartale. W trakcie kolejnych dni można oczekiwać większej solidarności w kształtowaniu wycen, której sprzyjać będzie skupienie uwagi na dwóch czynnikach.
Pierwszym musi być sezon publikacji wyników kwartalnych spółek. Przy pesymizmie analityków spółkom nie będzie trudno przeskoczyć nad poprzeczką rynkowych oczekiwań. Na dziś rynek oczekuje, iż zyski spółek z indeksu S&P500 wzrosły w IV kwartale o mniej niż 2 procent, gdy III kwartale udało się dobić w pobliże 10 procent a w II kwartale niemal do 14 procent. W istocie pomijając sektor finansowy nie trudno uśrednić prognozę do zerowego wzrostu zysków w IV kwartale. Tak mocny pesymizm wydaje się idealną bazą do pozytywnych zaskoczeń. Już w minionym tygodniu Alcoa i Wells Fargo pokazały, iż rynek przygotowany jest na wyniki gorsze od prognoz, ale bardzo oszczędnie gospodaruje wiarą w to, co mówią spółki o przyszłości. W efekcie kluczem do reakcji na raporty są oczekiwania wobec tego, co wydarzy się w gospodarce w kolejnych kwartałach niż to, jak firmy poradziły sobie w oczywistym dla wszystkich IV kwartale.
W tej perspektywie patrząc sezon publikacji wyników kwartalnych zyskał sporą konkurencję w postaci wystąpień przedstawicieli Fed, którzy wrócili do centrum sceny zaskakującymi w wymowie protokołami z ostatniego posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC). W efekcie w zaczynającym się tygodniu pierwsze dwa dni będą należały raczej do przedstawicieli Fed niż do spółek. Tylko w poniedziałek na scenę wkroczy trzech szefów regionalnych oddziałów Fed, których opinie uzupełni sam Ben Bernanke. Bez przesady można powiedzieć, że zaplanowane na wieczór - po zamknięciu poniedziałkowych sesji - wystąpienie szefa Rezerwy Federalnej będzie jednym z najważniejszych punktów tygodnia. Uwzględniając przeszłe opinie i działania Bernanke należy oczekiwać radykalnego głosu w obronie luźnej polityki i przypomnienia, iż zbyt wczesne zacieśnienie w polityce monetarnej było jego zdaniem przyczyną drugiej odsłony Wielkiego Kryzysu lat trzydziestych XX wieku. Jednak to głosy kwestionujące obecną politykę będą ważniejsze, bo rynek zmuszony jest uwzględniać również podziały w gronie FOMC.
Drugi czynnik ustąpi miejsca pierwszemu dopiero w połowie tygodnia, kiedy rynek zmierzy się wynikami wielkich amerykańskich banków. W środę uwaga skupi się na raportach Goldman Sachs i JPMorgan Chase a w czwartek pod lupą znajdą się wyniki Bank of America i Citigroup. Przedsmakiem tego, co ściągnie uwagę rynku w późniejszym czasie – kondycja wielkich firm technologicznych – będzie raport Intela. Kalendarz zaplanowanych na tydzień publikacji wyników blue chipów dopełni w piątek raport General Electric, spółki uznawanej przez część obserwatorów za gospodarkę amerykańską w miniaturze. Powyższe, krótkie wyliczenie ważnych dla rynków elementów pokazuje, iż trudno będzie o wydarzenie, które mogłoby konkurować o uwagę graczy z raportami firm i polityką Fed. Niemniej z radaru inwestorów nie powinny spaść również dane makro, wśród których jest bardzo istotny raport o dynamice sprzedaży detalicznej w USA za miesiąc grudzień oraz pierwsze styczniowy szacunek indeksu Michigan, który pokaże, czy kompromis podatkowy poprawił nastroje wśród konsumentów.
Adam Stańczak Analityk DM BOŚ SA