„Dzień wyzwolenia” ogłoszony przez prezydenta USA Donalda Trumpa okazał się przyczynkiem do wyprzedaży akcji w dwóch kolejnych dniach (3 i 4 kwietnia). W tym samym czasie notowania amerykańskiego długu rosły, co jest naturalną reakcją inwestorów – gdy rośnie ryzyko na rynku akcji, rośnie też popyt na instrumenty o gwarantowanym dochodzie. Jak dotąd, wszystko się zgadza.
Cła, wojna i zaufanie
USA szybko otrzymały odpowiedź z Chin – cła wzajemne wzrosły, konflikt eskalował. I przez weekend sytuacja na rynku obligacji zmieniła się o 180 stopni. Papiery USA były wyprzedawane, rentowność obligacji dziesięcioletnich w zaledwie tydzień wzrosła o 60 pkt baz., a więc w tempie ekstremalnie szybkim. Tylko w marcu 2020 r., gdy rynki szukały dna panicznej wyprzedaży wywołanej pandemią, amerykańskie obligacje traciły równie szybko. Ale wtedy było to zaledwie odreagowaniem wcześniejszego, jeszcze potężniejszego spadku rentowności (z 1,5 proc. do 0,4 proc.). W kwietniu 2025 r. okoliczności są zgoła inne. Na rynku obligacji trzeci rok trwa konsolidacja na wysokim poziomie. Inwestorzy i mają nadzieję, że inflacja spadnie i banki centralne obniżą stopy, i boją się, że nic z tego nie wyjdzie, bo rządy nadal notują ogromne deficyty budżetowe i powiększają zadłużenie, a przecież źródło inflacji tkwi właśnie w deficytach budżetowych.
Zaostrzenie wojny handlowej z Chinami można uznać za główną przyczynę wzrostu rentowności amerykańskich obligacji, bo taryfy sięgające 150 proc. są gwarancją wzrostu cen importowanych przez Pacyfik towarów. Co więcej, gdy w połowie tygodnia Donald Trump rozmyślił się i obniżył stawki dla pozostałych krajów, rentowność obligacji w Europie wyraźnie spadała, a w USA nadal rosła. Amerykańskie obligacje odrobiły część strat dopiero po weekendzie, kiedy USA obniżyły cła na elektronikę z Chin. Związek między wojną celną i przebiegiem notowań na rynku długu jest czytelny.
Obserwatorzy rynków wskazali na dwie dodatkowe przyczyny wyprzedaży amerykańskich obligacji. Chiny i Japonia, najwięksi zagraniczni wierzyciele USA, miały sprzedawać posiadane papiery w hurtowych ilościach, aby w ten sposób przypomnieć Donaldowi Trumpowi, że w wojnie handlowej nie będzie zwycięzców. Część komentatorów wskazała natomiast, że skoro obligacje USA są najpłynniejszym instrumentem na świecie, to nic dziwnego, że inwestorzy próbowali pozyskiwać płynność właśnie na tym rynku.
Właściwie postawione pytanie brzmi jednak inaczej. Czy kwietniowa wyprzedaż obligacji USA była tylko incydentem, czy może wstępem do tektonicznej zmiany na światowym rynku długu?