Zwłaszcza że w opublikowanym ostatniego dnia sierpnia raporcie AMRON-Sarfin znalazła się wzmianka o 64-proc. spadku liczby transakcji na rynku pierwotnym (przy blisko 24-proc. spadku liczby udzielonych kredytów hipotecznych r./r). Zwykle uwagę przykułby także 19-proc. spadek liczby udzielonych kredytów między I i II kwartałem (II i IV kwartał są zwykle najlepszymi okresami w roku), ale oczywiście tąpnięcie należy zrzucić na Covid-19 i lockdown.
Z okresem niższej sprzedaży deweloperzy sobie poradzili (w II kwartale sprzedaż mieszkań deweloperów z Catalyst spadła o 36,5 proc. r./r.), za kilka dni opublikowane zostaną dane o sprzedaży w III kwartale i będziemy nieco mądrzejsi. Z dysproporcji między liczbą transakcji na rynku pierwotnym wspieranych kredytem a liczbą transakcji raportowaną przez deweloperów wynika, że wzrósł udział mieszkań kupowanych za gotówkę, ergo – na wynajem. Jednak trudno przewidywać stabilność tego popytu, skoro wiadomo już, że stawki najmu zaczynają spadać wobec mniejszej liczby studentów i niepewnej kondycji rynku pracy po zakończeniu programów wsparcia dla MŚP.
Przewidywanie dalszego spowolnienia na rynku mieszkaniowym w warunkach niepewności gospodarczej nie jest trudne, zaś ewentualna pomyłka nie powinna kosztować wiele (mieszkania są po okresie silnego wzrostu cen). W kontekście posiadaczy obligacji deweloperów znacznie ważniejsze jest to, że ich wskaźniki zadłużenia pozostają niskie, a płynności – wysokie, co oznacza znaczące bufory bezpieczeństwa i samo w sobie jest czynnikiem dodatkowo je wzmacniającym (ktoś, kto nie potrzebuje pieniędzy, dostanie je tanio). W efekcie deweloperzy będą w stanie w niezłej kondycji przetrwać okres ewentualnej słabszej koniunktury, na którą mogą przecież reagować, regulując podaż.