Według szacunków firmy ThinkCo. i powołanej przez nią Fundacji Rynku Najmu (FRN) zasoby PRS (najem instytucjonalny mieszkań) można obecnie szacować na blisko 7,3 tys. gotowych lokali. 34 proc. przypadało na Warszawę, 14 proc. na Wrocław, po 9 proc. na Trójmiasto i Katowice, po 6 proc. na Kraków i Poznań, a 4 proc. na Łódź.
Na etapie budowy, z terminem oddania do 2023 r., są projekty obejmujące 25,6 tys. mieszkań. Biorąc pod uwagę deklaracje inwestorów, planowany do 2028 r. zasób to szacunkowo 60 tys. Dla porównania liczba lokali na wynajem znajdujących się w rękach prywatnych posiadaczy to ponad 1,2 mln.
Grunt to dywersyfikacja
Rynek najmu instytucjonalnego jest we wczesnej fazie rozwoju, trwa budowa pierwszych portfeli przez podmioty, które decydują się podjąć ryzyko deweloperskie. Po pierwszych małych projektach mamy już transakcje jak na naszą skalę spektakularne, gdzie inwestorzy zawierają mniej lub bardziej sformalizowane sojusze z deweloperami i zamawiają budowę po 1–2,5 tys. mieszkań w średnim terminie. O ile w 2020 r. wartość inwestycji w PRS wynosiła 870 mln zł, o tyle w samym I półroczu 2021 r. już 2,2 mld zł. Inwestorów nad Wisłę przyciąga niska względem zachodnich rynków konkurencja, niższe koszty i wyższe zwroty.
Przez trwający już wiele lat boom na rynku mieszkaniowym utarło się, że deweloperzy nie są skłonni do transakcji hurtowych z inwestorami instytucjonalnymi, bo silny popyt detaliczny pozwala sprzedawać lokale z wyższą marżą. Obecnie coraz więcej podmiotów decyduje się na dywersyfikację. Jak wskazuje FRN, aktywność na rynku najmu nie podlega tak gwałtownym wahaniom jak na pierwotnym rynku mieszkaniowym – i utrzymuje się na stabilnym poziomie do czasu wprowadzania gospodarki na lepsze tory.
Istnieją też bardziej przyziemne powody, dla których deweloperzy mogą interesować się sojuszem z funduszami PRS. Dziś problemem numer jeden jest niedostatek gruntów pod zabudowę mieszkaniową. Są za to działki pod zabudowę usługową, które można wykorzystać do projektów PRS.