Zatrzymanie zwyżki kursów na tych poziomach jest nieprzypadkowe, ponieważ są to z punku widzenia analizy technicznej ważne poziomy oporu. Na taki przebieg notowań wpływ miało zachowanie rynku zagranicznego. Opisywana przez nas wiele razy niebezpieczna sytuacja na jenie zakończyła się przebiciem poziomów wsparcia na wykresie USD/JPY (117) oraz EUR/JPY (160), co w konsekwencji przyśpieszyło proces umocnienia japońskiej waluty. Najbardziej niekorzystnie wpłynęło to na rynki wschodzące oraz na zachowanie cen surowców. W tym tygodniu słabnącemu złotemu towarzyszyła także wyprzedaż na warszawskiej giełdzie. Wielkość spadków zaskoczyła wielu analityków, którzy jeszcze niedawno mówili tylko o krótkiej korekcie. Dziś pojawią się już sygnały, że rozpoczęła się właśnie bessa. Naszym zdaniem dopóki WIG20 nie spadnie poniżej 3150 punków nie da się przesądzić czy obecna przecena jest korektą czy może już trwałym odwróceniem trendu. Na pewno moment tych spadków, które są "wspierane" przez przeceny na pozostałych giełdach światowych, a także spadki cen surowców jest poważnym argumentem dla stawiających bardziej pesymistyczny scenariusz. Wobec takiej sytuacji w ujęciu globalnym nie dziwi brak wpływu na rynek krajowy publikowanych danych makroekonomicznych z Polski.
Na początku tygodnia poznaliśmy bilans obrotów bieżących, który niemile zaskoczył. Wielkość -1182 mln EUR okazała się być gorsza od prognoz na poziomie -803 mln EUR. Pozostałe opublikowane w ostatnich dniach dane były mieszane - dynamika podaży pieniądza wyniosła 0,8 % była o 0,5% większa od prognozy 0,3% a opublikowana inflacja CPI w lipcu zmniejszyła się bardziej niż prognozowano: 2,3% r/r przy szacunkach rzędu 2,4%. Pojawiające się zapowiedzi spadku inflacji poniżej 2% w sierpniu potęgują i tak złą atmosferę wokół rodzimej waluty. Jednym z niewielu pozytywnych sygnałów była piątkowa decyzja FED o obniżeniu stopy dyskontowej pożyczek dla banków o 50 punktów, informacja ta momentalnie umocniła naszą walutę w większości par.
W nadchodzących dniach, naszym zdaniem, złoty będzie podlegać silnym wahaniom. Na początku tygodnia wobec faktu, iż rynek jest już bardzo wyprzedany, a także możliwego wpływu eksporterów powracających na rynek po świątecznym tygodniu rodzima waluta może się umacniać. Jednakże w drugiej części tygodnia prawdopodobny jest powrót złotego do spadków.
Miniony tydzień był okresem dalszych znacznych spadków światowych indeksów. Inwestorzy kontynuują odwrót od ryzykownych aktywów i niestety rychłego końca tego ruchu nie widać. Mimo kolejnych miliardów pożyczek udzielonych przez banki centralne na całym świecie i ich zapewnień, że sytuacja została opanowana, coraz bardziej widoczne staje się oddziaływanie kryzysu na rynku "trudnych" kredytów hipotecznych w USA na inne sektory finansowe. Najlepszym lekarstwem dla rynków w obecnej sytuacji wydaje się czas. Inwestorzy muszą oswoić się z faktem, że gospodarkę naszego globu może dotknąć niewielkie spowolnienie i przestać nerwowo reagować na każdą złą informację dobiegającą czy to z rynku hipotecznego w Stanach Zjednoczonych, czy też z innych instytucji cierpiących z powodu amerykańskich problemów. Jednak w minionym tygodniu negatywne emocje światowych giełdowych graczy nie uspokoiły się, wręcz przeciwnie, zostały kolejny raz wzbudzone przez wieści związane ze stanem rynku nieruchomości w USA. Najbardziej znaczącą z tych informacji było obniżenie w czwartek rekomendacji przez agencję Merrill Lynch do "sprzedawaj" dla największego na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych pożyczkodawcy, Countrywide Financial. Podano również do publicznej wiadomości, że w wypadku pogorszenia się płynności rynku kredytowego, spółce tej grozi bankructwo. Światowe giełdy dość mocno zareagowały na ten komunikat, spadając w większości o ponad 2%. Szczególnie dotknięte zostały rynki wschodzące, gdzie indeksy akcji obniżyły swą wartość niekiedy o więcej 5% (m. in. w Turcji o ponad 7%). Znacznie straciły na wartości również waluty i obligacje z tego obszaru. Rozszerzający się kryzys sprawia, że nowo publikowane dane, w nieznacznym stopniu wpływają na zachowanie inwestorów, a jeśli już oddziałują, to tylko w negatywny sposób. Tak też było w ciągu ostatnich pięciu dni, które obfitowały we wskaźniki makro. Zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i w Europie podano informacje o inflacji w lipcu, dane te były zgodne z oczekiwaniami i wyniosły 2,4% (r/r) w USA i 1,8% (r/r) w strefie euro. Kolejny raz niepokojące dane nadeszły z amerykańskiego rynku nieruchomości. Liczba rozpoczętych inwestycji w zakresie budowy domów mieszkalnych spadła z 1,470 mln (r/r) w czerwcu do 1,381 mln (r/r) w lipcu. Jest to najniższa wartość od 10 lat. Spodziewano się 1,400 mln. Nie lepiej wypadły dane dotyczące liczby wydanych pozwoleń na budowy w USA, co świadczy o tym, iż koniunktura na tym rynku nie poprawi się w najbliższym czasie. Do wiadomości inwestorów podano również informację na temat cen producentów w USA, które zaskakująco wzrosły do 0,6% (m/m) w czerwcu, podczas gdy oczekiwano +0,1%. Stawia to w trudnej sytuacji FED, który z jednej strony powinien obniżka stóp ożywić gospodarkę, z drugiej strony podwyżką tychże, spowolnić inflację. Zgodnie jednak z komentarzem jednego z przedstawicieli Banku Federalnego, tylko kataklizm mógłby skłonić bank do obniżki stóp.
Na odwrocie inwestorów od ryzykownych aktywów najbardziej skorzystał amerykański dolar oraz japoński jen. Kurs tego pierwszego przez większość tygodnia się umacniał względem euro, z poziomu 1,3700 USD w poniedziałek do 1,3360 w czwartek. W piątek nastąpiło osłabienie dolara, do poziomu 1,3520 USD o godz 15.00, głównie za sprawą obniżki przez FED poziomu stopy dyskontowej, po której udziela bankom pożyczek i pojawiających się spekulacji, że w ślad za tym obniżeniem obcięte zostaną również inne stopy. Jeśli jednak amerykański bank centralny nie uczyni kolejnych kroków, po chwilowym odreagowaniu, spadek kursu pary EURUSD może być kontynuowany.