Jeśli globalny kryzys zadłużenia miałby gdzieś znaleźć symboliczny początek, to Japonia nadaje się do tego najlepiej. Jest najbardziej zadłużoną gospodarką rozwiniętą (240 proc. PKB, to dwukrotnie wyżej niż USA i – nawiasem mówiąc – czterokrotnie wyżej niż Polska), ze starzejącym się społeczeństwem, które od dekady nie jest w stanie wykrzesać z siebie więcej niż 1-2 proc. wzrostu PKB (za wyjątkiem postpandemicznego odbicia). W istocie, w III kwartale PKB spadł o 1,8 proc. (ujęcie annualizowane) i był to pierwszy spadek od sześciu kwartałów.
Benzyną w pożar
Wydawałoby się, że przy tej skali zadłużenia Japończycy powinni koncentrować uwagę na równoważeniu finansów publicznych. Ale ich działania idą w przeciwnym kierunku. Sanae Takaichi, nowa premier Japonii, wygrała wybory obiecując uruchomienie programu stymulacyjnego i zamierza dotrzymać słowa. Ulgi podatkowe miałyby wspomóc Japończyków zmagających się z wysokimi kosztami mieszkań i mediów, a wydatki wspierać rodzime inwestycje na polu sztucznej inteligencji i produkcji półprzewodników, krytycznie ważnych dla wysoko zaawansowanej gospodarki. Początkowo szacowano, że pakiet fiskalny wart będzie równowartość 110 mld USD, ale w miarę przybliżania się dnia jego publikacji (w piątek, 21 listopada partia rządząca ma wydać zgodę na wydanie środków), nieoficjalne doniesienia urosły już do równowartości 161 mld USD.
Analitycy obawiają się, że wdrożenie pakietu wpłynie na wysokość inflacji i tym samym skłoni bank centralny do dalszego podnoszenia stóp procentowych. Obecnie główna stopa procentowa Banku Japonii wynosi 0,5 proc., ale powszechnie oczekuje się, że w grudniu wzrośnie do 0,75 proc. Nawet gdy tak się stanie, główna stopa procentowa wciąż będzie niższa od inflacji, która w październiku wyniosła 2,9 proc. i była o 0,2 pkt proc. wyższa niż we wrześniu. Cel Banku Japonii to utrzymanie inflacji na poziomie 2 proc. Podwyżki stóp procentowych byłyby więc prawdopodobne nawet bez dodatkowego pakietu stymulacyjnego.
Pogłoski o skali pakietu stymulacyjnego skłoniły inwestorów do sprzedawania obligacji Japonii. Rentowność dziesięciolatek przekroczyła we wtorek próg 1,75 proc. po raz pierwszy od osiemnastu lat, a obligacje dwudziestoletnie (2,81 proc.) były tego dnia najtańsze od dwudziestu sześciu lat (czterdziestolatki dają 3,68 proc. – najwięcej w historii). Jednocześnie notowania jena wobec dolara są najniższe od lutego (przekroczyły 155 jenów za dolara), co także może wpływać na wysokość inflacji.
Warto jednak pamiętać, że przekraczanie kolejnych barier jest tylko kontynuacją trendu, w przypadku obligacji widocznego już od pięciu lat. Kryzys zadłużenia przypomina bowiem pożar torfowiska – jego ugaszenie wymaga konsekwencji i dalekosiężnego planu rozpisanego na okres przekraczający kadencję parlamentu. Luzowanie polityki fiskalnej w kraju, który i bez tego notuje deficyt budżetowy rzędu 6 proc. PKB dolewa do tego pożaru paliwa.