Reklama

Zmiana straszaka dla polskiego konsumenta

Bieżące nastroje konsumenckie Polaków w listopadzie nieco się poprawiły względem października, za to oczekiwania na przyszłość pogorszyły się – wynika z danych GUS.

Publikacja: 21.11.2025 06:00

Zmiana straszaka dla polskiego konsumenta

Foto: Adobestock

Bieżący Wskaźnik Ufności Konsumenckiej, który agreguje zarówno oceny bieżącej własnej sytuacji finansowej i ekonomicznej kraju, jak i prognozy ankietowanych na kolejnych 12 miesięcy (oraz gotowość do dokonywania ważnych zakupów obecnie) wyniósł w listopadzie -9,9 pkt (względem -10,9 pkt w październiku). To niemal najwyższy odczyt od 5,5 roku, czyli początków COVID-19. Gdyby „wygładzić” wahania wskaźnika i wyliczyć średnią z ostatnich trzech miesięcy, to byłaby ona już bezsprzecznie najwyższa od wybuchu pandemii. Listopadowe wyniki wyglądają imponująco szczególnie po stronie gotowości do ważnych zakupów, która też jest największa od 2020 r.

Z kolei Wyprzedzający Wskaźnik Ufności Konsumenckiej, który „widzi” tylko przyszłość (ocen zmian sytuacji finansowej gospodarstwa domowego, ogólnej sytuacji ekonomicznej kraju, trendów poziomu bezrobocia i oszczędzania pieniędzy w najbliższych 12 miesiącach) w listopadzie natomiast spadł do -7,5 pkt, z -6,6 pkt w październiku. To wciąż dość wysoki wynik na tle ostatniej połowy dekady, niemniej można już chyba powoli oceniać, że obserwowany w pierwszej połowie roku lekki trend poprawy, jeśli chodzi o widoki na przyszłość, w drugim przystopował

Lepiej, ale słabo?

Z jednej strony, trendy w horyzoncie ostatnich kilku miesięcy są dość pozytywne: bieżące nastroje konsumenckie stopniowo się poprawiają i są blisko wieloletnich maksimów, nasze oczekiwania na przyszłość zresztą też jedne z lepszych od 2020 r. (podobnie „mało złe” były tylko na początku 2024 r.). Z drugiej strony, niezmiennie od ponad 5,5 roku, czyli od początków pandemii, wskaźniki ufności są na ujemnych poziomach, czyli pesymistów jest więcej niż optymistów. Warto zauważyć, że od pandemii tylko w jednym miesiącu GUS (w styczniu 2024 r.) zameldował przewagę osób oczekujących, że sytuacja finansowa ich gospodarstwa domowego w kolejnych 12 miesiącach się poprawi nad tymi spodziewającymi się pogorszenia. Podobnej przewagi, jeśli chodzi o oceny ostatniego roku od czasu pandemii nie zanotowano ani razu.

Po drugie: poprawa nastrojów w ostatnich miesiącach jest bardzo mozolna, stopniowa. Dość zauważyć, że np. odsetek deklarujących, że sytuacja finansowa ich gospodarstwa domowego w ciągu ostatnich 12 miesięcy się pogorszyła, był tegorocznej jesieni (w okresie wrzesień-listopad) tylko o niespełna 3,5 pkt proc. niższy niż przed rokiem w analogicznym okresie (zmiana z 28 proc. do 24,5 proc.). Co więcej, ta grupa w większości zasiliła grono osób uważających, że nic się nie zmieniło, a nie że ich sytuacja finansowa się poprawiła. Osób w tej pierwszej grupie w ostatnich trzech miesiącach było średnio około 57 proc., w tej drugiej niespełna 18,5 proc. Inny przykład? Owszem, w danych GUS widać chętniejsze deklaracje, jeśli chodzi o dokonywanie ważnych zakupów (np. meble, sprzęt RTV/AGD) – co zwykle jest oznaką większego poczucia bezpieczeństwa finansowego. W listopadzie obecną sytuację jako odpowiedni czas dla takich zakupów oceniał niemal co piąty badany, najwięcej od czterech lat. Gdy jednak zapyta się, czy na takie ważne zakupy planujemy wydać w kolejnych 12 miesiącach więcej czy mniej niż w poprzednich, to okazuje się, że od około dwóch lat niewiele się tu zmienia (kilkanaście proc. osób chce te wydatki zwiększać, ponad 40 proc. ukrócać). Widać więc pewną ostrożność, wstrzemięźliwość co do planów zakupowych.

Reklama
Reklama

Dane GUS porównać też można z podobnymi badaniami realizowanymi przez CBOS. Ostatnia taka publikacja, z połowy października, sugeruje, że od dwóch lat nastroje konsumenckie, w tym m.in. odsetki osób patrzących z nadzieją lub obawą na swoją przyszłość, swoje portfele czy sytuację gospodarczą, niewiele się zmieniają.

Zmiana straszaka

Słowem: zdecydowanie nie mamy do czynienia z huraoptymizmem, który mógłby zwiastować boom konsumpcyjny. To zresztą na swój sposób korzystne w ten sposób, że nie grozi dodatkową presją popytową, która mogłaby zacząć podbijać inflację.

Mimo że – średnio rzecz biorąc – nasze poduszki finansowe zostały już z naddatkiem odbudowane po okresie wysokiej inflacji, mimo wciąż kilkuprocentowego wzrostu realnych dochodów, i de facto mimo tego, że to konsumpcja prywatna jest na razie motorem napędowym cyklu gospodarczego, trudno mówić obecnie o rozrzutności konsumentów w Polsce. Z punktu widzenia perspektyw handlu cieszy wzrost gotowości do dokonywania ważnych zakupów, a efekty obniżek stóp procentowych, większy ruch w popycie na kredyt, przewidywalny dalszy realny wzrost płac oraz odbudowane bufory oszczędnościowe gospodarstw domowych powinny być stabilizatorami stabilnej, solidnej konsumpcji (ze wzrostem w okolicach 3 proc. r/r w 2026 i 2027 r.). Jednocześnie o tym, że mamy teraz też dobry czas na oszczędzanie, przekonanych jest najwięcej Polaków od początków pandemii. Coś oszczędzać udaje się w tym roku niemal dwóm trzecim badanym, a oszczędzenie jakiejś kwoty w ciągu kolejnych 12 miesięcy jako prawdopodobne ocenia blisko 60 proc. osób. Ta wzmożona skłonność do oszczędności może wynikać z możliwości (wzrost dochodów), ale wydaje się być też odbiciem powściągliwości. Powodów może być kilka: pamięć niedawnej wysokiej inflacji oraz szereg zagrożeń gospodarczo-geopolitycznych (wojna w Ukrainie, działania dywersyjne na terenie Polski, wojny celne, silna konkurencja z Chin dla polskiego i europejskiego przemysłu itd.). Do tego dochodzi osłabiony popyt na pracę, widoczny m.in. w spadku liczby ofert pracy (według Grant Thornton jest ich najmniej od 2020 r.) oraz zatrudnienia w części branż, np. w przetwórstwie przemysłowym. Choć nie ma to (i nie powinno mieć, według prognoz) istotnego wpływu na stopę bezrobocia – ta wyliczana na podstawie danych z urzędów pracy urosła w ostatnich miesiącach ze względu na zmiany prawne ułatwiające rejestrację bezrobotnym oraz wydłużające okres wykreślenia z rejestrów – to strach przed jej wzrostem jest żywy. Z badania Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że wzrostu poziomu bezrobocia w ciągu najbliższych 12 miesięcy spodziewa się blisko 40 proc. badanych, właściwie najwięcej od 2,5 roku.

Mariusz Zielonka, główny ekonomista Konfederacji Lewiatan, mówi o zmianie głównego „straszaka” w polskiej gospodarce. – Pałeczkę od inflacji przejmuje rynek pracy. Oczekiwania inflacyjne konsumentów spadły, co pokazuje, że Polacy przestają nerwowo zerkać na ceny w sklepach. Niestety, w to miejsce wkrada się lęk o zatrudnienie. Wygląda na to, że widząc hamującą inflację i sygnały spowolnienia, konsumenci zaczynają kalkulować, czy ceną za stabilizację cen nie będą ich etaty – komentuje.

Gospodarka krajowa
Nastroje konsumenckie Polaków są najlepsze od pandemii. Ale gorsze niż przed nią
Gospodarka krajowa
Polska „tygrysem wzrostu”, ale potrzebuje kapitału i innowacji
Gospodarka krajowa
Polska czempionem wzrostu gospodarczego. I długu publicznego
Gospodarka krajowa
Inflacja bazowa w Polsce w dół. Jest najniższa od 2019 r.
Gospodarka krajowa
Potrzebny okrągły stół dotyczący polityki mieszkaniowej i społecznej
Gospodarka krajowa
Miliardy na budowę jednorożców. Ale chodzi o coś więcej niż tylko start-upy
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama