Najdłuższe w historii zamknięcie rządu USA dobiegło końca, a ulga, jaką obserwujemy na Wall Street opiera się nawet presji na kluczowych spółkach technologicznych, które od tygodni są szarpane obawami o przewartościowanie albo, co gorsza, bańkę wokół AI. Indeks S&P 500 zyskał od poniedziałku ok. 1,7 proc., wymazując niemal wszystkie straty z ub. tygodnia, a nowe rekordy na DJIA (ok. +2,9 proc.) wskazują na powrót mody na bardziej klasyczne spółki typu value, które do tej pory znajdowały się na tylnym siedzeniu hossy AI.
Przegranym powrotu do fiskalnej normalności jest dolar. Jeszcze przed studzącymi gołębie oczekiwania rynków komentarzami prezesa Fed dolar odbił się od 3-letniego dołka i przeszedł do ofensywy, zyskując w październiku ok. 2,2 proc. Co ciekawe, brak danych z rynku pracy nie tylko nie wywołał presji na dolarze, a wręcz wsparł go brakiem klarownej narracji wokół polityki Fed.
Wraz z końcem shutdownu rynek wydaje się otrzepywać z niepewności wobec kolejnego FOMC, ostrożnie zwiększając swoje wyceny grudniowej obniżki stóp proc. w USA. Implikowane przez rynek prawdopodobieństwo cięcia waha się między 50 a 60 proc., jednak indeks dolara stracił już blisko 1 proc. względem wybitego w ubiegłym tygodniu półrocznego maksimum. A przestrzeni do dalszych spadków nie brakuje.
Jeśli sygnalizowane przez ADP negatywne sygnały z rynku pracy potwierdzą się we wznowionym NFP, rynek czeka zdecydowany powrót do gołębich oczekiwań, a tym samym zaostrzenie spadków na USD.