Środek tygodnia nie przyniósł nowych maksimów na rynku. To już samo w sobie jest godne odnotowania. Poprzednie trzy sesje takie maksima przyniosły. Czy zatem klaruje się oczekiwana przez wielu korekta, czy też większy spadek cen? Jest zbyt wcześnie, by na takie pytanie znać odpowiedź. Można strzelać, można zgadywać, można obstawiać, ale mytym się tu nie zajmujemy. Obecność na rynku ma być umotywowana, a nie być wynikiem ślepego trafu.
Dzień wcześniej jeszcze zaliczaliśmy nowe rekordy trendu, a więc nie ma szans, by już po wczorajszej sesji znać odpowiedź na pytanie, czy to już koniec. Jest za to kilka przesłanek, by w to wątpić. Pozostaną one jednak tylko przesłankami takimi samymi, jak przesłanki za tym, by uznać wzrost za zakończony. Tych ostatnich jest na razie mniej. Najwięcej jest takich, które sugerują, że wzrost zakończony jeszcze nie jest,ale że to zakończenie nadejdzie wkrótce.
Ceny zbliżają się do potencjalnych poziomów oporu, a więc poziomów, które mogą (choć wcale nie muszą) zatrzymać zwyżkę. Tu wiele zależy od tego, czy podaż mocniej przyciśnie oraz od tego, czy popyt na to przyciśnięcie odpowie. Podaż przyciskać na razie nie chce, ale w pobliżu wspomnianych oporów można już oczekiwać większej aktywności sprzedających. Bierność podaży sprawia, że podnoszenie cen nie sprawia kupującym zbyt wielkiego problemu. Sygnalizuje nam to relatywnie niska wartość obrotu (przekroczenie 1 mld zł przy biciu rekordów to żaden powód do dumy). Ta świadomość sprawia, że tak naprawdę popyt nie jest pewny. Czy, gdy podaż przyciśnie, zakupy będą czynione z równą ochotą?Niektórzy sugerują, że na rynku pozostało zbyt wielu graczy, którzy nie mają papierów i teraz ścigają się, by je jednak mieć.
Pytanie, czy jest sens się ścigać, skoro można spokojnie poczekać na większą korektę? W końcu rynek już niemal podwoił swoją wartość z lutego i chyba nikt nie sądzi, że za kolejne pół roku będziemy w okolicy szczytów z lata2007 roku.
Kupno na obecnym poziomie to inwestycja, która za kilka lat pewnie przyniesie dobrą stopę zwrotu, ale to wcale nie znaczy, że będziemy z niej zadowoleni w najbliższych miesiącach czy za rok. Zatem nawet jeśli ktoś siedzi na gotówce, to nie ma powodu, by się ścigać. Cierpliwość popłaca.