Już na starcie odpada scenariusz wykreślenia luki hossy. Dziś notowania rozpoczną się sporym spadkiem cen. Wczoraj indeksy w Stanach zakończyły dzień przeceną wynoszącą ok. 2 proc. 95 proc. składników indeksu SP500 wczoraj straciło na wartości. W przeciwieństwie do naszego rynku, w Stanach obrót nie był malutki. Dziś zadaniem byków nie będzie obrona wysokich poziomów, ale utrzymanie rynku przed spadkiem w okolice wsparć. Sprawa nie jest beznadziejna. Słaby początek dnia to jeszcze nie wyrok, ale z pewnością kupujący, by coś osiągnąć, muszą zaangażować więcej środków, niż to, z czym mieliśmy do czynienia wczoraj.

Wczorajszy spadek cen w Stanach miał miejsce tuż po tym, jak opublikowane zostały kolejne niezłe dane makro. Wprawdzie wydatki na inwestycje budowlane wykazały spadek o 0,2 proc., a oczekiwano braku zmian, ale to nie one były wczoraj najważniejsze. Ponownie pojawiło się potwierdzenie, że na rynku nieruchomości sytuacja powoli się stabilizuje. Liczba podpisanych umów kupna/sprzedaży domów wzrosła bardziej, niż tego oczekiwano. Najważniejszą była wartość wskaźnika ISM. To jedno z ważniejszych narzędzi służących do oceny aktualnej sytuacji makroekonomii. Narzędzie miękkie, bo oparte na ankietach, ale jak pokazuje historia, przydatne. Także i tu inwestorzy otrzymali miłą niespodziankę, gdyż wartość wskaźnika przewyższyła poziom prognoz. Mimo tych dobrych wieści rynek zanotował znaczny spadek cen, co odbiera się jako przejaw faktu, że te dobre wieści są już w cenach.

Rozumowanie wydaje się poprawne. W końcu rynki w ostatnich miesiącach wzrosły na tyle mocno, że zdążyły zdyskontować znacznie większe odbicie w gospodarce. Z odbiciem wiążą się także inne procesy. Pieniądz jest jeszcze łatwy, ale powoli będzie się to zmieniać. Napompowany balon gotówką będzie powoli uszczuplany. Pojawiają się opinie, że pierwsze podwyżki stóp procentowych pojawią się już pod koniec pierwszego kwartału przyszłego roku. Trudno oczekiwać, że gospodarka amerykańska będzie w tym czasie galopować, ale jeśli pojawią się jakieś zagrożenia inflacją, Fed nie omieszka na nie zareagować.

Wracając do naszego rynku na razie należy uznać, że kreślona jest korekta wcześniejszych wzrostów. Dziś ma ona szansę się powiększyć, ale dopóki nie padną poziom wsparcia, to nadal będzie tylko korekta. Czy szczyt w poprzedniego wtorku mógł być ostatecznym szczytem dla tego wzrostu? Pewnie i mógł, ale jak już wspominałem w „Weekendowej…” brakuje mi tu wystrzału optymizmu. Brak tego wystrzału sprawia, że wiele osób na spadek cen było przygotowanych, a to znowu sprawia, że potencjał przeceny jest ograniczony. Zobaczmy co z tego wyniknie i będziemy spokojnie obserwować poziomy wsparć.