Wczorajszy wzrost cen z pewnością ucieszył posiadaczy długich pozycji, ale w sumie niczego nie zmienił. Można uznać, że zwyżka należała się jak psu zupa. W końcu wcześniej osiem sesji z rzędu ceny w trakcie dnia spadały. Taka seria musi się kiedyś skończyć i skończyła się właśnie wczoraj. Teraz równie dobrze spadek może trwać nadal. O ile oczywiście popyt jest słaby. Tego tak naprawdę nie wiemy. Wczorajszy ruch w górę nam nie powiedział nic o kondycji kupujących. Zwyżka na małym obrocie nie jest bowiem niczym szczególnie ważnym, a już z pewnością nie może być podstawą do twierdzenia, że popyt jest znowu mocny. Skoro podaż nie stawiała większego oporu, to kupujący nie musieli angażować większych środków, by osiągnąć taki efekt. Pytanie, czy mają oni jeszcze środki, by wczorajszy wzrost kontynuować. Można podejrzewać, że im wyżej zajdziemy, tym podaż będzie się wzmagać, a więc każdy dodatkowy punkt ewentualnego wzrostu cen będzie zdobyty z coraz większym trudem.
Czy kupujący są na to przygotowani? Parząc na sytuację pod kątem analizy technicznej właściwie nie powinienem mieć wątpliwości. Poziom wsparcia został wybroniony. Ba, właściwie nie był nawet testowany, a zatem w czym problem? Problem w tym, że jeśli rynek ma nadal rosnąć, a więc i zaliczać nowe maksima trendu, to popyt musi pokazać coś więcej niż jedną sesję zwyżki i to przy kiepskim obrocie. Musi do siebie przekonać niezdecydowanych, a może to zrobić pokazując, że nawet wzmożona podaż nie jest w stanie przeszkodzić w zwyżce. Właśnie na taki sygnał w tej chwili czekam. Wtedy byłaby szansa na nowe maksima trendu, choć nadal będzie to raczej oczekiwanie na wystrzał optymizmu, który ten trend by zakończył, a przynajmniej na dłuższy czas zawiesił.