Korelacja z rynkiem amerykańskim zwykle jest na wysokim poziomie, ale nie oznacza to oczywiście, że jest to sztywna relacja, a tym bardziej, że jej stopień jest cały czas taki sam. Widać to było dobrze w końcówce zimy, gdy ceny na naszym rynku już powoli odbijały, gdy w Stanach panował jeszcze spadek. Pewnie teraz każdy zastanawia się, czy i tym razem nie mamy do czynienia z podobnym wyprzedzeniem zachowania naszego rynku względem rynku zza oceanu. Niewątpliwie ostatnie dni wskazują na relatywnie słabszą kondycje kupujących nad Wisłą. Czy to zapowiedź tego, że i na świecie wkrótce nastroje będą słabsze? Teraz tego nie wiadomo. Poza tym trzeba zauważyć, że tak naprawdę na naszym rynku jeszcze nie wydarzyło się nic strasznego. Owszem, wczorajsza przecena mogła zaniepokoić posiadaczy długich pozycji, gdyż doszło do odbicia od linii, ale trzeba nadal pamiętać, że poziom wsparcia jeszcze jest poniżej aktualnych notowań, a więc nie ma co panikować.

Co do wczorajszej sesji w Stanach to wiele powiedzieć nie można. Wzrost tamtejszych indeksów tłumaczy się udanym uplasowaniem kolejnej porcji obligacji skarbowych. W tym tygodniu podaż papierów dłużnych amerykańskiego rządu wynosi 70 mld dolarów. Odpowiada to w przybliżeniu potrzebom pożyczkowym Polski w najbliższym roku. Dużo? Tak, choć były już tygodnie, gdy emisja była jeszcze większa. Pewnie gdyby ceny akcji spadły to wytłumaczeniem tego byłyby dane makro. Większy od prognoz deficyt bilansu handlowego ma przełożenie na tempo wzrostu gospodarczego w III kw. Wg analityków Economy.com, którzy do tej pory zakładali, że zmiana eksportu netto przysporzy dynamice PKB ok. 0,1 pkt. proc., teraz uważają ten sam eksport netto spowolni wzrost o ok. 0,5 pkt. proc. Zatem z czego tu się cieszyć? No, ale skoro ceny wzrosły, to takie wiadomości wciska się w kąt, a uwypukla te, które pasują do tego, co pokazał rynek.

Wczorajsza przecena na warszawskim parkiecie niczego nie przesądza, choć z pewnością jest ważnym czynnikiem, który ma wpływ na ocenę nastrojów. Te najlepsze nie są, a widać, że podaż na wyższych poziomach jest wyraźnie aktywna. Zatem nawet teraz, jeśli dojdzie do testu poziomu wsparcia, i popytowi uda się wybronić, to tak naprawdę nic jeszcze nie będzie wyjaśnione. Owszem, trend byłby nadal wzrostowy, ale ważniejsze będzie podniesienie cen i przełamanie tej zwiększonej aktywności sprzedających. Czy dziś test wsparcia jest możliwy? Tak, choć musiałby być to kolejny znaczny ruch cen.