Jen skazany na umocnienie. To może być długi wyrok

Analitycy spodziewają się, że tokijski bank centralny pojawi się na rynku, aby osłabić narodową walutę. Interwencja raczej jednak nie odniesie skutku. Japońska waluta cieszy się bowiem zaufaniem inwestorów

Publikacja: 04.09.2010 08:23

Jen skazany na umocnienie. To może być długi wyrok

Foto: GG Parkiet

Kurs japońskiej waluty utrzymuje się obecnie blisko maksimum sprzed 15 lat. Od dołków z połowy 2007 r. jen zyskał już 42 proc. wobec dolara oraz 49 proc. w stosunku do euro. Wiele wskazuje, że to jeszcze nie koniec trendu wzrostowego. Na korzyść aprecjacji waluty Kraju Kwitnącej Wiśni działa bowiem kilka ważnych czynników. Przede wszystkim niepokój inwestorów przed tym, że światowy kryzys przybierze jeszcze bardziej paskudne oblicze.

[srodtytul]Ucieczka do bezpiecznej przystani[/srodtytul]

W pierwszym półroczu jen umacniał się, gdyż rynkami rządził strach przed bankructwem Grecji. W lipcu lęk ten zaczął ustępować. Wkrótce jednak inwestorzy znaleźli nowy powód do niepokoju – dane makroekonomiczne świadczące o spowolnieniu gospodarczym w Stanach Zjednoczonych. Doprowadziły one w sierpniu do wyprzedaży na giełdach całego świata i pozbywania się przez inwestorów bardziej ryzykownych aktywów. W takich momentach z reguły pieniądze płyną do „bezpiecznych przystani” – czyli m.in. aktywów denominowanych w dolarach USA i jenach. Są też jednak inne powody aprecjacji japońskiej waluty.

– Jen umacnia się nie tylko ze względu na wzrost awersji inwestorów do ryzyka. Gdy przyjrzymy się kursom jena w relacji do walut państw azjatyckich, będących partnerami handlowymi Japonii, i gdy uwzględnimy inflację, okaże się, że często jen jest wobec tych walut niedowartościowany i ma wciąż potencjał, by zyskiwać – wskazuje w rozmowie z „Parkietem” Mark McCormack, strateg walutowy z Brown Brothers Harriman.

– Jen umacnia się głównie dlatego, że wiele innych walut ma powody, by tracić na wartości. Inwestorzy widzą, że Japonia miała już do czynienia z problemami, z którymi zaczynają się zmagać inne gospodarki, m.in. z deflacją i latami rozczarowującego wzrostu PKB. Dlatego jen wygrywa konkurencję z dolarem czy euro. Podobnym fenomenem jest frank szwajcarski, ale z nieco innych powodów – mówi „Parkietowi” Steven Barrow, analityk ze Standard Banku.

Do aprecjacji jena bardzo mocno przyczyniają się japońscy inwestorzy. Od początku 2010 r. do końca lipca sprzedali oni zagraniczne papiery wartościowe warte 9,6 bln jenów (350 mld zł). Przez lata 2008 i 2009 sprzedano ich odpowiednio za 11,6 bln jenów oraz za 16,6 bln jenów. Pieniądze uzyskane ze zbycia zagranicznych akcji trafiają w większości z powrotem do Japonii, co sprawia, że jen zyskuje na wartości.

Umacnianie się japońskiej waluty to również częściowo efekt polityki chińskiego rządu. Dywersyfikuje on portfel, pozbywając się amerykańskich obligacji na rzecz długu Kraju Kwitnącej Wiśni. Jak widać, inwestorzy nie przykładają obecnie większej wagi do tego, że dług publiczny Japonii jest bliski 200 proc. PKB. Ufają nadal marce japońskich obligacji.

[srodtytul]Przesłanki dla interwencji[/srodtytul]

Dalsza aprecjacja jena poważnie niepokoi Bank Japonii, tokijski rząd i japońskich przedsiębiorców. Jak dotąd ożywienie gospodarcze w Kraju Kwitnącej Wiśni jest oparte głównie na eksporcie. Umacniająca się narodowa waluta wgryza się zaś w zyski eksporterów i skłania ich do przenoszenia produkcji za granicę.

Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez tokijskie Ministerstwo Gospodarki, 51 proc. dużych spółek spodziewa się spadku zysków, jeśli dolar będzie przez dłuższy czas kosztował 85 jenów. Dodatkowo 14 proc. przewiduje poważne pogorszenie wyników. 60 proc. firm deklaruje, że może przenieść produkcję za granicę z powodu umocnienia jena. Stowarzyszenie producentów aut już w lipcu wezwało więc rząd, by powstrzymał aprecjację.

Nacisk opinii publicznej na władze jest silny. Rządząca Demokratyczna Partia Japonii od miesięcy traci w sondażach na popularności. Jej politycy coraz częściej deklarują, że zrobią wszystko, by powstrzymać umacnianie się narodowej waluty. Obiecują dodatkowe pieniądze na fiskalną stymulację gospodarki. Rząd ma jednak tutaj ograniczone pole manewru ze względu na olbrzymi dług publiczny. Zrzuca więc odpowiedzialność za rozwój sytuacji na bank centralny.

Co może jednak zrobić Bank Japonii? Na razie nic, co by przekonało rynki. W poniedziałek instytucja ta rozluźniła politykę pieniężną, zwiększając o 10 bln jenów (do 30 bln jenów) wartość programu preferencyjnych pożyczek dla banków (co ma obniżyć stopy procentowe na rynku). Po tej decyzji jen nadal się umacniał, więc analitycy spekulują na temat poważniejszej interwencji, do której mogłoby dojść nawet w ciągu kilku tygodni. Ostatnim razem Bank Japonii bezpośrednio zainterweniował na rynku w marcu 2004 r. Wówczas dolar kosztował 109 jenów, czyli o wiele więcej niż obecnie.

Analitycy Daiwa Capital Markets przewidują, że do interwencji może dojść nawet na zbliżającym się posiedzeniu Banku Japonii zaplanowanym na 6–7 września. Wątpią jednak w skuteczność działań, które może podjąć japoński bank centralny. – Może on obniżyć tempo aprecjacji jena, ale jest mało prawdopodobne, by zdołał odwrócić trend. Interwencja nie będzie miała również znaczenia dla prywatnych inwestycji, a więc dla wzrostu gospodarczego – uważa Chris Scicluna, ekonomista z Daiwa Capital Markets.

– Jeżeli kurs USD/JPY zbliży się do poziomu 80, japoński bank centralny może zainterweniować. Interwencja ta nie będzie jednak skoordynowana z działaniami innych banków centralnych, istnieje więc duże ryzyko, że będzie mało efektywna. Może ona doprowadzić do zmniejszenia stóp procentowych na japońskim rynku, ale nie będzie to miało dużego znaczenia, gdyż są one i tak już bardzo niskie – wskazuje Barrow.

[srodtytul]Dalsza aprecjacja[/srodtytul]

Co więc może odwrócić trend i sprawić, że jen będzie przez dłuższy czas tracił na wartości? – Teoretycznie może dojść do jakiegoś niespodziewanego kryzysu związanego z japońską gospodarką. Może wśród inwestorów powrócić apetyt na ryzyko, co obecnie jest jednak mało prawdopodobne ze względu na pogarszające się perspektywy dla amerykańskiej i chińskiej gospodarki.

Jena osłabiłaby również podwyżka stóp procentowych w USA, zdarzenie nieprawdopodobne, gdyż Fed skłania się ku dalszemu stymulowaniu gospodarki. Możliwe jest natomiast, że znowu da o sobie znać europejski kryzys zadłużeniowy, co sprawi, że dolar będzie się umacniał szybciej niż jen – wyjaśnia Cliff Watchell, główny ekonomista amerykańskiej firmy AVAFX.

Większość analityków jest więc zdania, że japońska waluta w najbliższych miesiącach nadal będzie się umacniała. – Jen może w ciągu najbliższego miesiąca, dwóch przetestować niskie poziomy, które osiągnął ostatnio. Za dolara może będzie trzeba płacić jedynie 80 jenów, czyli tyle, co w 1995 r. – przewiduje Barrow.

– Możliwe, że kurs USD/JPY dojdzie do 80. Szanse na to wynoszą 15–20 proc. Jest również nieco mniejsza szansa, że spadnie poniżej poziomu 80. Mogą temu sprzyjać spadki na giełdach. Wiele będzie jednak zależało od danych ze Stanów Zjednoczonych. To one ukształtują nastroje inwestorów. Jeśli okażą się nadspodziewanie dobre, aprecjacja jena zostanie zahamowana – wskazuje McCormack.

Jedno jest pewne: jen nie może się wiecznie umacniać. Część analityków wskazuje, że w przyszłości jego rolę może przejąć chiński juan. – W Chinach mamy obecnie te same trendy, które sprawiły, że w latach 80. japońska waluta zaczęła mocno zyskiwać na wartości, czyli szybki wzrost gospodarczy, imponującą industralizację kraju, potężny eksport. Wszystko wskazuje, że juan ma bardzo duży potencjał do zyskiwania na wartości. Jeśli tak się stanie, prawdopodobnie będzie spadał jen – twierdzi Barrow.

To jednak zbyt długa perspektywa. W najbliższych miesiącach japońscy eksporterzy nadal będą stali przed poważnym dylematem: czekać, aż inwestorzy zechcą kupować ryzykowne aktywa, czy też przenosić produkcję za morze.

[ramka][b]Kolejne stracone lata japońskiej gospodarki?[/b]

Gospodarka Kraju Kwitnącej Wiśni wyraźnie zwalnia. Wzrost PKB (liczony kwartał do kwartału, w tempie rocznym) wyniósł w drugim kwartale 0,4 proc. W pierwszych trzech miesiącach roku sięgnął 4,4 proc. Japończycy zdołali się już jednak przyzwy-czaić do rozczarowującego tempa wzrostu gospodarczego. Było ono już takie przed ostatnią recesją z lat 2008–2009. Lata 90. są znane w Kraju Kwitnącej Wiśni jako Stracona Dekada – okres recesji przeplatanej wolnym wzrostem PKB, któremu towarzyszyła deflacja. Część analityków obawia się, że ten scenariusz może się jeszcze powtórzyć. Również obecnie, tak jak w latach 90., mamy w Japonii deflację. Ceny konsumpcyjne spadały w lipcu już 17. miesiąc z rzędu. Obniżyły się o 0,9 proc. w porównaniu z lipcem zeszłego roku. Deflacja raczej szybko nie zniknie. Analitycy firmy badawczej RGE Monitor (kierowanej przez Nouriela Roubiniego, ekonomistę, który przewidział obecny kryzys) spodziewają się, że ceny konsumpcyjne będą spadać w tym roku średnio o 1,3 proc. w skali rocznej. Przyszłoroczny spadek może wynieść średnio 0,3 proc. Popyt konsumencki w Japonii jest wciąż raczej anemiczny. Nie ma też impulsów zewnętrznych mogących wywołać inflację – np. dużego wzrostu cen surowców. [/ramka]

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów