Na warszawskim parkiecie przełożyło się to na silny spadek cen w drugiej połowie sesji, choć przypuszczalnie nie tylko ruch na chińskich stopach procentowych miał na to wpływ.
Pierwsza połowa sesji była całkiem niezła. Można nawet powiedzieć, że całkiem dobra. Ceny sobie powoli rosły. Tuż przed południem osiągnęły poziom poniedziałkowego maksimum (różnica to ledwie 1 pkt). Problem w tym, że już w trakcie tej zwyżki można było mieć pewne wątpliwości co do jej sensowności.
Na rynkach walutowych wyraźnie umacniał się dolar, a ceny akcji w Europie nie potwierdzały naszego optymizmu. Pojawiły się wątpliwości, jak w takich warunkach przebiegać by miała dalsza zwyżka, która przecież musiałaby się wiązać z rozważaniem możliwości ataku na rekordy. Bo inaczej po co kupować na takich poziomach? W południe przyszło pierwsze otrzeźwienie. Jeszcze przed 14: 00 rynek zaczął się oddalać od szczytu. Później było już coraz gorzej.
Między innymi za sprawą decyzji o chińskich stopach, ale w naszym przypadku popyt zupełnie odpuścił, a podaż poczuła, że ma rynek w garści. Wyprzedaż trwała niemal do samego końca dnia. Jej skala była nieco zaskakująca, ale wynikało to z poziomu emocji. Umacniający się dolar i decyzja chińskiego banku centralnego ułożyły się w scenariusz długo oczekiwanej korekty.
Czy ona się pojawi? Ona już trwa. Wygląda na to, że trwa już jakiś czas, a poprawienie szczytów z 2688 na 2709 pkt nie było prawdziwym powrotem do trendu. Wczorajsze zatrzymanie przeceny na poziomie 2609 pkt sprawiło, że uniknęliśmy testu poziomu wsparcia na 2606 pkt. Dziś może nie być już tak łatwo.