Było blisko do testu poziomu wsparcia na 2606 pkt. Do testu jednak nie doszło. Popyt już w środę wykazał się pewną aktywnością, której efektem był lekki wzrost cen. Wtedy jeszcze pytania o koniec korekty były wyraźnie przedwczesne.
Wczoraj skala oddalenia się od wtorkowo-środowego minimum na 2609 pkt była już wyraźna. W takiej sytuacji pytania o koniec korekty są bardziej sensowne. Moim zdaniem na taki wniosek jest jeszcze zbyt wcześnie. Piszę to w sytuacji, gdy amerykańskie indeksy zaliczają właśnie nowe rekordy zwyżki, która trwa już wiele tygodni, i w chwili gdy poziom kwietniowych szczytów mają one na wyciągnięcie ręki.
Jednak, mimo bezsprzecznej wysokiej korelacji naszego rynku z rynkiem amerykańskim, nie są to te same rynki. Przesłanką za tym, że korekta rozpoczęta w chwili wyznaczenia szczytu na 2709 pkt jeszcze się nie zakończyła, jest fakt, że do tej pory, mimo wczorajszego wyraźnego wzrostu cen, nie została zanegowana wtorkowa przecena.
Pokonanie poniedziałkowego szczytu jest więc w tym wypadku warunkiem podstawowym, by rozważać stwierdzenie o końcu korekty. Inną sprawą jest długość jej trwania. Nawet jeśli założyć, że szczyt na 2709 pkt nie został wyznaczony przez nowy impuls wzrostowy w ramach trendu, ale przez wahnięcie będące zatrzymaniem trendu rozpoczętym 6 października, to i tak czas trwania tego zatrzymania nie jest zbyt długi.
Oczywiście korekta może skończyć się zaraz i mogą pojawić się nowe rekordy, ale nie byłoby to na dłuższą metę na rękę stronie popytowej. Krótka korekta nie zdążyłaby wystarczająco ostudzić nastroje rynkowe. Szybki powrót do trendu byłby z jednej strony przejawem wyraźnej przewagi popytu (plus), ale jednocześnie wskazywałby na wysoki poziom emocji (minus).