Świat potrzebuje rozejmu w wojnie walutowej

Rozmowa z Markiem Cliffe’em, głównym ekonomistą ING

Publikacja: 06.11.2010 09:07

Mark Cliffe – od 1998 r. główny ekonomista ING. Wcześniej sprawował tę funkcję w banku Nomura. Był r

Mark Cliffe – od 1998 r. główny ekonomista ING. Wcześniej sprawował tę funkcję w banku Nomura. Był również głównym międzynarodowym ekonomistą HSBC. Od blisko 30 lat pracuje w instytucjach finansowych londyńskiego City.

Foto: GG Parkiet, Szymon Łaszewski SL Szymon Łaszewski

[b]Czy ryzyko powrotu recesji w USA już zniknęło? Dane o amerykańskim PKB wskazują przecież, że w trzecim kwartale nie było spowolnienia wzrostu gospodarczego...[/b]

Takie ryzyko nie jest jeszcze całkiem za nami. Widzimy teraz wyraźnie, że ożywienie na początku było szybkie w dużej części z powodu fiskalnej stymulacji gospodarki. Teraz, kiedy pakiet stymulacyjny wygasa, mamy do czynienia, do pewnego stopnia, z odwróceniem tego procesu. Sytuacja polityczna w USA, po wyborach uzupełniających do Kongresu, wskazuje, że przynajmniej przez jakiś czas nie powstanie tam żaden nowy pakiet stymulacyjny. Wstępna faza ożywienia była napędzana również przez odbudowę zapasów spółek, a mało prawdopodobne jest, by ten czynnik odgrywał w przyszłym roku duże znaczenie. Ponadto sytuacja na amerykańskim rynku nieruchomości wciąż jest niepewna i może dojść do spadku cen domów.

[b]Jak silne będzie więc ożywienie gospodarcze w USA?[/b]

Wzrost gospodarczy będzie przez pewien czas zbliżony do 2 proc. odnotowanych w zeszłym kwartale. To rozczarowanie dla wielu analityków przepowiadających przyspieszenie wzrostu do poziomu 3,5 proc. My zawsze jednak uważaliśmy takie prognozy za zbyt optymistyczne. Oczywiście wiele będzie zależało od działań Fedu, który zdecydował się na kolejną rundę ilościowego luzowania polityki pieniężnej (QE), czyli drukowania pieniędzy.

[b]Jak Pan ocenia skuteczność polityki QE?[/b]

Jak dotąd pomogła ona osłabić dolara, obniżyć rentowność obligacji, a także doprowadziła do zwyżek na amerykańskim rynku akcji. QE działa, jeśli ludzie wierzą, że okaże się skuteczne. Zanim jeszcze Fed zrobił cokolwiek, już zdołał poruszyć rynki. Od września mieliśmy przecież znaczące zwyżki na giełdach w USA. Rynki zachowywały się już tak, jakby QE działało. Nie mówi nam to jednak nic, jakie będą skutki tej polityki. Fed zakłada, że spółki zaczną znowu inwestować i zwiększać zatrudnienie, bo koszt kapitału będzie niski. Zbyt dużo jest tutaj jednak niewiadomych. Co, jeśli spółki nadal będą gromadzić pieniądze i ich nie wydawać? Co zrobią Fed i rząd, jeśli rynek poczuje, że dotychczasowe QE nie wystarcza? Nowy pakiet stymulacyjny jest mało prawdopodobny. Więc może nowe QE? Zwyżki na rynkach mogą więc być trudne do podtrzymania. Niektórzy uważają, że po fiasku QE dojdzie do odwrócenia trendu. Ja wierzę jednak, że tak się nie stanie. Fed będzie powtarzał QE tak długo, jak to będzie potrzebne, by utrzymać dotychczasowe tempo wzrostu gospodarczego.

[b]Jak silne będzie ożywienie w strefie euro?[/b]

Tempo wzrostu gospodarczego może być tam podobne lub nieco słabsze niż w USA. Ożywienie jest wciąż zależne od eksportu. Ekonomiści wyczekują momentu, gdy wzmocni się popyt wewnętrzny. Są oznaki, że proces ten może się już zaczynać w Niemczech, choć niektóre dane, np. mówiące o spadku sprzedaży detalicznej we wrześniu, są rozczarowujące. Przed gospodarką strefy euro stoją też poważne wyzwania. Jednym z nich jest polityka oszczędności budżetowych forsowana przez rządy, która może sprawić, że w nadchodzących kwartałach tempo wzrostu PKB strefy może rozczarować. Innym zagrożeniem może być dalsze umacnianie się euro. Europejski Bank Centralny deklaruje teraz, że jest zadowolony z obecnych prognoz gospodarczych dla strefy i będzie się stopniowo wycofywał z działań stymulujących gospodarkę. Nowa runda QE w USA może jednak doprowadzić do dalszego wzmocnienia euro i sprawić, że EBC przemyśli swoje stanowisko.

[b]Niemcy nadal będą jednak lokomotywą ożywienia gospodarczego w strefie euro?[/b]

Niemcy imponują silnym wzrostem PKB, ale rośnie u nich głównie eksport. I to często kosztem eksportu innych państw strefy. Popyt wewnętrzny w Niemczech wciąż znacząco się nie zwiększył, co jest zresztą tematem dyskusji między przywódcami państw G20. USA mówią Niemcom, by robili więcej, by pobudzać u siebie konsumpcję. W tym czasie sami chcą zmniejszać swój deficyt handlowy. Administracja Obamy planuje podwoić amerykański eksport w ciągu pięciu lat. Do kogo USA będą jednak eksportować? Nie wszyscy mogą być Niemcami i powtarzać ich sukcesy handlowe.

[b]Czyżby groziła nam więc wojna handlowa między USA a Niemcami?[/b]

Problemem jest to, że mamy już europejską wojnę handlową. Wewnątrz strefy euro istnieje duża nierównowaga, jeśli chodzi o bilanse handlu zagranicznego. Eksporterami netto są Niemcy oraz niektóre inne kraje z centrum strefy, a pokaźna część ich eksportu idzie do pogrążonych w kryzysie, zdobywających się na duże ofiary fiskalne krajów Europy Południowej. Wiele państw w eurolandzie jest natomiast w sytuacji podobnej do USA. Mają duży deficyt budżetowy i handlowy.

[b]Czy może więc jeszcze dojść do eskalacji kryzysu zadłużeniowego w strefie euro?[/b]

Gdy patrzymy na różnice między rentownością obligacji niemieckich a irlandzkich czy greckich widzimy, że rynek spodziewa się kontynuacji kryzysu zadłużeniowego. Inwestorzy po prostu nie wierzą, że państwom z peryferii strefy euro uda się naprawić finanse publiczne w sposób, jakiego od nich wymaga Unia. Grecja co prawda wdrożyła bardzo ostre oszczędności, ale są obawy, że program cięć napotka polityczne przeszkody. Stabilność fiskalna to jednak nie tylko dyscyplina budżetowa. Bardzo ważny jest również wzrost gospodarczy. Jeśli nie mamy dochodów, nie spłacimy przecież kredytu za dom, niezależnie od tego, ile byśmy oszczędzali. Ważne jest więc, by gospodarka strefy euro rosła przez następne lata. Jeśli wzrost PKB osłabnie, reformy fiskalne staną się trudniejsze. Problemem jest również obniżona konkurencyjność gospodarek z obrzeża strefy euro. Jest to zagrożenie dla całego procesu integracji europejskiej.

[b]Czy Chiny nadal będą w przyszłym roku motorem wzrostu gospodarczego na świecie?[/b]

Mogą się nim stać w jeszcze większym stopniu. Nie chodzi tu o tempo wzrostu ich PKB, ale o chiński import. To dlatego USA i wiele innych krajów chcą, by chińskie władze pozwoliły na szybszą aprecjację juana. Sprawiłaby ona, że import do Chin stałby się tańszy i powiększyłaby przez to apetyt importowy Państwa Środka. Spodziewamy się, że Pekin pozwoli w końcu na szybszą aprecjację narodowej waluty. Chińczycy wiedzą przecież, że powinni oprzeć gospodarkę w większym stopniu na konsumpcji. Wzmocnienie juana pomogłoby w tym, m.in. zwiększając realne dochody Chińczyków. Chiny pozwolą więc na aprecjację we własnym interesie, ale skorzysta z tego światowa gospodarka.

[b]Chiny oraz niektóre inne wschodzące gospodarki mają z kolei pretensję do USA z powodu QE. Uważają, że polityka Fedu prowadzi do niebezpiecznego napływu kapitału spekulacyjnego. Czy rzeczywiście przepływy kapitałowe na rynki wschodzące niosą tak duże ryzyko?[/b]

Ryzyko istnieje, ale decydenci ze wschodzących gospodarek doskonale zdają sobie z tego sprawę. Kwestia ta była już np. poruszana na październikowym szczycie ministrów finansów państw G20. Amerykanie będą musieli w końcu odpowiedzieć na zarzuty mówiące, że QE to forma manipulacji walutą. Zbyt agresywne QE może mieć więc dla nich złe skutki, gdyż nasili napięcia z Chinami oraz innymi państwami i przez to utrudni wypracowanie przez G20 porozumienia w sprawie kursów walutowych.

[b]Podsumujmy więc: zwycięzcami światowej wojny walutowej mogą być USA i Chiny, przegranymi niektóre kraje rynków wschodzących...[/b]

To zależy od definicji zwycięstwa. Chińczycy mogą przecież uznać, że przegrali, ulegając presji innych państw w sprawie juana. Alternatywa mogłaby być jednak jeszcze gorsza dla Chin: protekcjonizm, konflikty i dalsza presja, by juan umocnił się jeszcze bardziej. Jeśli jednak zostanie wypracowane przez G20 wspólne międzynarodowe rozwiązanie problemu wojen walutowych, wszyscy mogą być zwycięzcami. Będzie ono ważne również dla państw Europy Środkowo-Wschodniej. Kraje te korzystają przecież ze skutków ożywienia gospodarczego na Zachodzie. Jeśli jednak nie zostanie znalezione wspólne rozwiązanie, euro może się jeszcze umocnić, a to uderzyłoby w ożywienie oparte na eksporcie. Fala kapitału napływającego do Europy Środkowo-Wschodniej mogłaby wówczas ulec odwróceniu. Nie wierzę, że to się stanie, ale trzeba brać to ryzyko pod uwagę.

[b]Dziękuję za rozmowę.[/b]

Komentarze
Bitcoin znów pod szczytami
Komentarze
Zapachniało spóźnieniem
Komentarze
Powrót do równowagi
Komentarze
Intensywny tydzień
Komentarze
Argumentów coraz mniej
Komentarze
Bez paniki